sobota, 24 maja 2014

Rozdział 28- Panie doktorze, pacjentka się wybudza.

Kolejny dzień w deszczowym Dortmundzie. Plan zapowiadał się jak zwykle. Żadnych niespodzianek. Było mi dobrze. W chwili obecnej nie musiałam się niczym martwic. Zaczęłam prowadzić zeszyt z tym co jem. Liczę kalorie. Tak, wiem. Wiele osób tego nie pochwala ale pozwala mi to kontrolować wszystkie zbędne posiłki. Umówiłam się dziś z Mattem na lunch. Już po 13.00 dlatego też pora się ubrać i wyruszać w miasto. Na ulicach nadzwyczajnie pusto dziś. W taki deszcz pewnie nikomu nie chce ruszyć się z domu. Sama najchętniej zostałabym w łóżku pod ciepłym kocem oglądając jakąś ciekawą komedię.
-Czesc Matty- pocałowałam w policzek bruneta.
-Hej Shell. Co zamawiamy?
-Ja troszeczkę przesadziłam ze śniadaniem więc zamówię jakąś sałatkę.
-O masz. Ty nadal się odchudzasz? Miałem nadzieję, że to chwilowe i Ci minie.
Pokiwałam przecząco głową na znak, że nie zamierzam odpuscic.
-Dobra, niech C będzie. Nie wiem jak ale ja jestem bardzo głodny i nie zadowolę się byle jaką sałatką.

***

Po zjedzonym lunchu poszłam do domu. Włączyłam radio i zaczęłam sprzatac. Gdy się nachyliłam poczułam jak mi się kręci w głowie. Usiadłam na podłodze by odpoczac. Nie mogłam przyjsc do siebie. Było mi słabo i czułam jak brakuje mi powietrza. Zdążyłam zadzwonić na pogotowie i zemdlałam.

***

Obudził mnie tupot stóp. Gdy otworzyłam oczy zobaczyłam dookoła wszędzie białe ściany i kroplówkę podłączoną do mojej dłoni.
-Panie doktorze, pacjentka się wybudza.
-Dzień dobry. Pamięta pani co się stało?- skierował się do mnie medyk.
-Zemdlałam?
-Tak. Wie pani dlaczego?
Pokiwałam przecząco głową.
-W organizmie nie było jakichkolwiek wartości odżywczych. Odchudzaliśmy się ostatnio?
-Tak, ale...
-Panno Bieller przesadziła pani ze zdrowym odżywianiem. Zmuszeni byliśmy podłączyć kroplówki i to trzy aby organizm mógł się zregenerowac.

-Rozumiem- odrzekłam spuszczając wzrok w dół. Lekarz był wyraźnie poirytowany. Poczułam się jak głupiutka nastolatka, która wciąż twierdzi, że jest za gruba chociaż wcale tak nie jest.
Medyk zauważył moje zażenowanie więc przysunął krzesło obok mojego łóżka i rzekł:
-Michelle? Mogę tak do Ciebie mówic?
-Mhmmm- przytaknęłam.
-A więc podsłuchaj. To nie są żarty. Jeszcze chwila a nie zdołalibyśmy Cię uratować. Zdrowe żywienie jest jak najbardziej wskazane ale w granicach rozsądku.
-Tak mi głupio. Dosyć, że tak mało jadłam to jeszcze katowałam się treningami, co pewnie jeszcze bardziej mnie odchudzało.
-Michelle i po co? Twój brzuch jest bez grama tłuszczu. Wiele dziewczyn chciałoby miec taką figurę jak Ty. Uwierz mi. Obiecaj mi teraz, że nie będziesz liczyła żadnych kalorii.
-Tak, obiecuję że to się nie powtórzy.
-Dobrze a teraz muszę powiadomić kogoś, że tu jesteś. Mogę Cię dziś wypisać ale organizm jest zbyt osłabiony, żebyś wracała sama.

O Boże, tylko nie to. W tym momencie uświadomiłam sobie co najlepszego ściągnęłam sobie na głowę. Jak Reus się dowie co najlepszego zrobiłam to życ mi nie da. Pięknie, panno Bieller. Może od razu pójdę na skazanie?
-Reus, Marco Reus.- odparłam.
Mężczyzna popatrzył się na mnie jakbym co najmniej o papieżu mówiła. Uśmiechnął się delikatnie po czym stwierdził, że wszystko będzie dobrze. Ja nie byłam przekonana co do tej tezy. Znałam blondyna już na wylot i wiedziałam jakie piekło będę miała. Wtargnie tu niczym banda terrorystów i dostanę taką reprymendę, że zapamiętam to na wieki wieków. Ale muszę  złożyć zęby i wziąć to na siebie. Przecież to wszystko moja wina. Zachciało mi się odchudzania to teraz mam- skarciłam się w myślach.

**OCZAMI MARCO**

Kończyłem właśnie trening gdy rozdzwoniła się  moja komórka. Byłem wykończony, Klopp dał nam dziś taki wycisk, że popamiętam go na zawsze ale odebrałem.
-Tak, słucham?
-Pan Marco Reus?
-Tak, ale przykro mi dzisiaj nie udzielam żadnych wywiadów.
-Tutaj Peter Biergen, lekarz ze szpitala.
-Coś się stało?- stanąłem jak wryty gdy mężczyzna się przedstawił.
-Zapraszam do szpitala. Chodzi o Michelle Bieller. Proszę się nie martwic. Już jest wszystko pod kontrolą.



********************************************************
Heej pysiolki:*
Mam nadzieję, że rozdział się podoba:)
U Was też tak gorąco?
Wczoraj byłam u Babci na działce i tak się spaliłam, że dostałam na ramieniu oparzenia.
Mądra Monika przed wyjściem się niczym nie posmarowała.Brawo!

Liczę na Wasze szczere komentarze pod rozdziałem i do następnego:**

11 komentarzy:

  1. Rozdział genialny chciałabym zobaczyć minę Reusa jak się dowiedział że jego ukochana w szpitalu leży. I tej jej tekst, że wpadnie do szpitala jak banda terrorystów. Albo, że lekarz patrzy na nią jakby o papieżu mówiła. Rozwaliłaś mnie tym. Czekam na nexta.

    OdpowiedzUsuń
  2. No, no kochana! Nadrobiłam poprzednie rozdziały! :))
    Rozdział cudowny! :)) "wtargnie tu niczym banda terrorystów" haha leże z jej teksu! :)) Ale na serio też tak myślałam, że to się nie długo skończy że ona wyląduje w szpitalu przez odchudzanie! To teraz Reus powinien jej wpić to tej ślicznej głowy, że jest szczupła i nie musi się odchudzać! ;D Czekam na kolejny!

    Buziaki :*

    Zapraszam: http://mow-szeptem-jesli-mowisz-o-miloscii.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj biedna ;/
    Chciała się odchudzić z kości na ości ? :D
    Rozdział cudowny <3
    Czekam na kolejny
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. To sobie narobiła bidulka. ;/
    Ale może w końcu przestanie to " odchudzenia "
    Ciekawe co na to Marco. Haha :D
    Czekam na kolejny. ;**
    Zapraszam do siebie :)

    Pozdrawiam Marta :**

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeju biedna, już po tytule wnioskowałam, że pewnie coś Shelly się stało.
    No to już wyczuwam atak terrorystyczny Reusa :D
    Czekam na nn :)
    Buźka:*

    OdpowiedzUsuń
  6. No i pięknie tak sie właśnie kończy obsesyjne odchudzanie -.-
    Na szczęście nic w rezultacie poważnego sie nie stało. Wypisują ją w końcu.
    Już widzę minę Reusa..... Aż grzmi!
    No to czekam na kolejnego cudownego posta :)
    Buziaki:**

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejka :*
    Biedna Michelle, przeholowała troszkę.
    Teraz to Marco naprawdę nie da Jej życ.
    Już mam wizję jak wpada do tego szpitala jak tornado.
    Hahahah! :)
    Oj biedna wiem co czujesz, tez sie ostatnio za bardzo spaliłam :)
    Smaruj się kremikiem...
    Czekam na nexta :)
    Cmoki:**

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja to mam nadzieję, że Shell posłucha lekarza i nie bedzie sie juz odchudzac.
    Zresztą wydaje mi się, że teraz będzie pod stałym nadzorem blondyna.
    Się porobiło.
    Czekam na nn.
    <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Wystraszyłam się o Nią.
    Dobrze, że zdążyła zawiadomic karetkę.
    Na miejscu Marco to porządnie bym Ją okrzyczała. Przecież jest ładna i zgrabna. Nie ma tego więcej robic!
    Buziaki:**

    OdpowiedzUsuń
  10. Gdy zobaczyłam tytuł rozdziału , to pomyślałam sobie, że może chodzić o mamę Shelly , a nie o nią samą ;>
    Dobrze, że nic poważniejszego jej się nie stało ;> Potem pomyślałam, że może ona jest w ciąży :) No ale to tylko osłabienie :)
    Ciekawa jestem reakcji Marco , więc czekam na następny ! :)
    Do następnego ;*

    Buziaczki, Karinka <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Ej noo... też chce tak pisać jak Ty :< Świetny masz styl i piszesz tak normalnie, prosto z mostu i to jest zajebiste <3 Też tak chcę :* Co do treści no to El Clasico hah ;D Oj Marco nie będzie zadowolony z Michelle :/ jestem ciekawa jego reakcji *o* Czekam na nexta :*
    Zapraszam do mnie nowy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń