piątek, 29 sierpnia 2014

Rozdział 41- Już po wszystkim.

Na imprezę pożegnalną Mario byłam już gotowa przed czasem, Lillian nie chciała iść ze mną. Twierdziła, że to za wcześnie, nie potrafiłaby tak po prostu powiedzieć Goetze'wi: "Żegnaj".
-Lils, jesteś pewna?- zapytałam tego wieczora.
Patrząc nadal w okno dziewczyna namiętnie o czymś rozmyślała, spoglądała daleko w dal jakby zauważyła coś interesującego. Krajobraz nadal był taki sam, niezmienny. Ciemny, cichy wieczór na przedmieściach Dortmundu. Otrząsając się z popłochu Lillian rzekła:
-Niczego nie jestem pewna, wiesz Shell? Życie jest strasznie ciężkie ale jednego mnie nauczyło. Nie można być pewnym niczego, nie dobrze przywiązywać się do osób, miejsc... To wszystko mija.

Strasznie żal mi było dziewczyny, Ona naprawdę cierpiała. Rzadko kiedy obdarzała jakiegoś mężczyznę zainteresowaniem lecz gdy tak się stało wkładała w uczucie całą siebie. Nie miałam ochoty zostawiać Jej w takim stanie, przytulając Ją od tyłu ułożyłam brodę na Jej ramieniu.
-A ja jestem pewna jednego. Nasza przyjaźń nigdy nie minie, choćbyśmy się pokłóciły to i tak będę Cię kochać.
Dziewczyna drgnęła lekko po czym kazała mi już iść. Wiedziałam, że będzie płakać całą noc, doskonale to rozumiałam. Była tak bardzo podobna do mnie, ta cholerna wrażliwość.
-Na pewno nie chcesz tam iść- zapytałam po raz ostatni. -Jakoś wizja, że będę tam sama nie do końca do mnie przemawia. W dodatku będzie tam Reus.
-Przepraszam nie dam rady.
-Dobrze, pobędę tam chwilę i wracam do Ciebie.


***

Weszłam nieśmiało do domu bruneta, zdałam sobie sprawę, że ostatni raz przekraczam ten próg. Zamykając za sobą drzwi rozejrzałam się dookoła, impreza trwała ale nie nazwałabym tego melanżem. To bardziej przypominało stypę, widząc grobowe miny przyjaciół Goetze postanowił uratować sytuację. Stawając na środku pokoju wygłosił mowę:
-Chodźcie tu wszyscy bliżej. Zdaje sobie sprawę, że nikt nie lubi pożegnań, ja też nie przepadam za nimi. Wszyscy tutaj zgromadzeni jesteście dla mnie ważni, byliście ze mną przez cały ten czas. W każdej dobrej i złej chwili, Borussia to był mój drugi dom. Był, jest i będzie. Dziękuję za to trenerze, dziękuję za to, że jestem tym kim jestem. Dziękuję również Wam, tak cholernie będzie mi Was brakowało. Ale mam nadzieję, że w takim gronie zobaczymy się nieraz. Cóż, życie idzie do przodu. Myślę, że wrócę tu, jestem tego pewny. Ale jeszcze nie teraz, bawcie się dobrze. To ma być impreza a nie pogrzeb.
Wszyscy łącznie z Mario mieli łzy w oczach. Co niektóre osoby, w tym ja płakały. Nawet mężczyźni nie udawali twardzieli w takim momencie, nie było po co. Każdy będzie tęsknił za Goetze. W tym momencie pośród tłumu ujrzałam Reusa, był smutny ale i tak prezentował się zjawiskowo. Zresztą jak zawsze, ten człowiek będzie dla mnie idealny i to przez Niego zawsze szybciej biło mi serce. W tym momencie był taki nierealny, tak daleki. Ja byłam bezradna, czułam jak coś się kończy. Nie mogłam powiedzieć stop i wysiąść. Po prostu nie mogłam.
-Shell?- zaczepił mnie Mario. -Porozmawiamy?
Zgadzając się na propozycję młodego Niemca poszliśmy do ogrodu by spokojnie móc pokonwersować.
-Więc naprawdę wyjeżdżasz- stwierdziłam siadając na trawie naprzeciwko Mario.
-Tak, w czwartek.
-Coś Cię gnębi, prawda?

Odpowiedziała mi okropna cisza, brunet natomiast odwrócił głowę w bok.
-Nie chciała tu przyjść- oznajmiłam przeczuwając o co chodzi.
Spojrzał wymownie na mnie by ukryć twarz w swoje dłonie.
-Nie chce mnie znać- odparł.
-Zrozum Ją.
-I to jest najgorsze Shell, ja Ją rozumiem. Mario Goetze okazał się dupkiem. Pominął jeden ważny fakt o którym powinien powiedzieć. Ale było tak idealnie, ona była taka niewinna, delikatna, nie przejmowała się opinią ludzi. Była taka inna niż Ann, była po prostu moim aniołem. Co ja sobie myślałem Shelly? Powiem Jej, że wyjeżdżam a Ona rzuci mi się w ramiona i pojedzie ze mną?
- spojrzał na mnie oczekując odpowiedzi lecz nie miałam pojęcia co Mu oznajmić. Dlaczego uczucia są tak skomplikowane? Dlaczego ludzie nawzajem nie potrafią siebie rozumieć?

-Czemu płaczesz?- zapytał Mario.
-Bo moja dwójka najbliższych przyjaciół oddala się od siebie.
Goetze nic nie powiedział tylko wbił wzrok w ziemię.
-Chyba powinieneś iść spowrotem do gości
-Wcale nie mam ochoty tam wracać.

O jakże dobrze rozumiałam mego towarzysza. Z myślą, że mogę tam spotkać Reusa odechciewało mi się wszystkiego.
-I z kim ja się będę teraz kłócić, co? Kogo mam wyzywać od grubasów?- spytałam bruneta lecz tak jakby zadawałam te pytania samej sobie.
-Dobra, chodźmy do środka- odpowiedział Mario
-Pozwól, że wezmę kurtkę i pójdę do Lils.
Pokiwał twierdząco głową na znak swojej aprobaty.
-Obiecaj mi jeszcze coś. Przed wyjazdem porozmawiasz z Lillian. Ona może mówić, że lepiej jak to będzie koniec, że Cię nie kocha ale oszukuje samą siebie. Obiecasz mi to?
-Obiecuję.
***


Wzięłam niepostrzeżenie kurtkę i wyszłam z pomieszczenia, przeciskając się przez tłum ludzi szłam przed siebie. Nie chciałam, żeby ktokolwiek mnie zatrzymał. Zwłaszcza On. Lecz może wcale nie chciał. Może zrozumiał, że to nie ma najmniejszego sensu, Michelle Bieller to przeszłość. Przyszlość będzie inna, z tą myślą opuściłam lokal. Moja taksówka stała już na podjeździe, weszłam do Niej każąc się zawieźć do Lils. Było blisko więc długo nie jeździłam, podziękowałam kierowcy po czym ruszyłam w kierunku domu. Drzwi były zamknięte, wyjęłam klucz z torebki by odkluczyć zamek. W salonie cicho grał telewizor, zwinięta w kłębek Lillian leżała na kanapie cicho pochrapując. Wyłączyłam telewizor siadając obok mojej przyjaciółki.
-Już po wszystkim- stwierdziłam analizując naszą obecna sytuację.
***
Jak podoba Wam się kolejny rozdział?
Mam nadzieję, że nie jest taki znowu zły:)
Buziaki:**

niedziela, 24 sierpnia 2014

Rozdział 40- Nie zniosę tego widoku

Budząc się zauważyłam, że Lillian nie ma w domu. Ja zresztą też musiałam zaraz się zbierać, w salonie tuż przed ukazaniem się najnowszej kolekcji była masa pracy. Matt-pracoholik z zamiłowania stacjonował tam już od świtu. Odebrawszy wcześniej dostawę guzików, zamków i cekinów weszłam do salonu. Wszyscy pracowali na największych obrotach więc zarządziłam przerwę, musiałam o nich dbać co bym przecież bez nich uczyniła. Podczas gdy spożywaliśmy kawę do pracowni wparował jakiś mężczyzna jak się okazało zahaczył marynarką o stół i cały rękaw był do zszycia. Sprawny Matt szybko ugasił pożar i było po kłopocie. Poszłam na zaplecze po cekiny by zabrać się za wykonywanie sukien wieczorowych, w tym samym momencie przyszedł do mnie Matty:
-Ktoś do Ciebie Shell.
Zeszłam na dół by zobaczyć kto się zjawił.
-Zostawiłaś telefon- rzekł blondyn podając mi moją rzecz, poczułam się znów strasznie. Tak jakbym chciała Mu znów powiedzieć jak bardzo mi zależy ale z drugiej strony te słowa wypowiedziane przez blondyna brzmiały tak jakby chciał się szybko pozbyć moich rzeczy a co gorsza mnie. Odebrałam mój telefon wbijając wzrok w podłogę, gdybym mogła zrobiłabym w niej dziurę.
-To ja już pójdę- odrzekł Marco
-Poczekaj- wyrwało się z moich ust niczym torpeda. Sama nie wiem po co to powiedziałam, teraz nagle zabrakło mi języka w buzi.
-Dziękuję- rzekłam unosząc w górę telefon.
-Nie ma sprawy- odpowiedział blondyn i wyszedł.
Wpatrywałam się w drzwi przez które wyszedł Reus jak w święte miejsce, podsłuchujący Matt ukazał się przede mną.
-Shelly, co jest?
-A co ma być? Wracamy do pracy.
-Co jest między Wami?
-Marco przyniósł mi telefon, co w tym dziwnego?
-Dlaczego to było takie...bezuczuciowe.
Opierając się o parapet przodem do okna rozważałam wypowiedź Matty'ego. Bezuczuciowe, właśnie takie. Czy naprawdę to już koniec?
-Bezuczuciowe- powtórzyłam -Takie właśnie chyba jest.
-Michelle co Ty wygadujesz?
-Matty coś jest nie tak. Ze mną coś nie gra.
-Co to znaczy? Zrobiłaś coś?
-Nie. Między nami coś się wypaliło, to przeze mnie.
-Jakie wypaliło? Shell!
-Nie wiem, może nie powinniśmy być razem.
-Bredzisz dziewczyno. Żałujesz, że do Niego wróciłaś?
-Nie, ale chyba się nie wchodzi drugi raz do tej samej rzeki.
-Powiesz mi w końcu o co konkretnie chodzi?- niecierpliwił się Matt
-Odkąd tu przyjechałam to same nieszczęścia mnie spotykają. Dziecko, matka, to włamanie.
-Przecież to nie była Twoja wina.
-Przez to wszystko zamknęłam się w sobie. Wiesz ktoś kiedyś powiedział, że związek trzeba wciąż pielęgnować a ja co? Matt wiem, że tutaj jest moje miejsce na ziemi ale ja nie wiem czego tak naprawdę chcę, dokąd zmierzam. Nawet w tak dobrym momencie nie potrafiłam Mu nic powiedzieć.
-Shelly, chodź kończymy pracę i idziemy do domu.
-Matty, ja nie mam domu. Nawet to jest jak jakieś cholerne fatum. W swoim domu nie mogłam wytrzymać więc przeprowadziłam się do Reusa a teraz co? Bytuję u Lils.
-I co z tego? Jeśli będzie trzeba to ja Cię przygarnę.
-Kochany jesteś, wracamy do pracy.


***


Po skończonym dniu miałam wszystkiego dosyć aż po dziurki w nosie. Chciałam tylko iść spać i nic więcej nie robić, lecz niestety Matt miał inne plany.
-Matty proszę Cię, ja nie chcę.
-Nie marudź. Nie będziesz mi się tu użalać, prawda Lils?- zapytał dziewczynę, która entuzjastycznie pokiwała głową i stwierdziła:
-Tak, zrobiłam sałatkę, mam czekoladę, wino. No chyba nie chcesz, żeby się zmarnowało?
-Więc to wszystko razem uknuliście?- zapytałam.
-Ty Nas nigdy nie zostawiłaś w potrzebie- odpowiedział Matt.
Oglądaliśmy Pretty Woman smakując zdolności kulinarnych Lillian, podczas seansu otrzymałam sms-a. Miałam nadzieję, że to Reus ale się pomyliłam, to było od Mario.
Hej S.
Jutro o 20.00 organizuję imprezę pożegnalną. Błagam przyjdź.
Mario
A więc to naprawdę się dzieje, Goetze opuszcza Dortmund. Przykro mi niezmiernie z tego powodu. Ten mały, wesoły pączuś już nie zagra w naszych barwach. Nie będę się miała z kim kłócić i ten sms: "Błagam przyjdź". Tak jakby wcale nie chciał stąd wyjeżdżać, biedny Mario. Kątem oka spojrzałam na Lils, która w kuchni otwierała butelkę wina.
-Może pomóc?- zapytałam.
-Tak, jasne- odrzekła podając mi korkociąg.
-Lils zadręczam Cię swoimi problemami a nawet nie spytałam co u Ciebie.
-Wszystko w porządku- odparła.
-On wyjeżdża prawda?- zapytałam spoglądając na dziewczynę.
Spojrzała na mnie tymi dużymi oczami i odparła:
-Tak, wyjeżdża. Jestem na Niego taka wściekła, wiedział o tym od dawna. Wiesz, jak miałam 15 lat marzyłam o księciu na białym koniu. Lecz każdy chłopak po 2, 3 dniach okazywał się zwykłym dupkiem myślącym tylko o jednym. Nienawidziłam Mario, wydawał mi się taki zbyt luzacki, wieczny chłopiec. Ale przekonał mnie do siebie, zakochałam się jak nastolatka i on z dnia na dzień mi powiedział, że wyjeżdża. Nie wyobrażałam sobie tego, On tam ja tu? Powiedziałam Mu, że to koniec i wyszłam, był zawiedziony. Ale dlaczego mi wcześniej nie powiedział? Nie kontaktowałam się z Nim od tamtej pory.
-Wiesz, że jutro jest impreza pożegnalna?- zagaiłam ocierając łzy. Nie mogłam patrzeć na przesiąkniętą bólem Lils.
-Wiem, ale nie idę. Nie zniosę tego widoku.
-Rozumiem- przytuliłam przyjaciółkę i pocałowałam w czoło.
*************************



wtorek, 12 sierpnia 2014

Rozdział 39- Błagam,tylko nie mów, że wszystko będzie dobrze.

Nawet nie wiem ile siedzę już na tym łóżku, Marco drgnął pomrukując cicho.
-Czemu nie śpisz?- zapytał.
Odwróciłam się w Jego stronę, chciałam Mu tyle powiedzieć ale nie mogłam. Miałam w sobie tę cholerną blokadę, która nie pozwalała mi na to. W pomieszczeniu było całkowicie ciemno, w końcu była 2.00 w nocy. Widziałam jedynie cień rzęs, który opadał na policzki blondyna. Zaczęłam bawić się palcami u rąk, na których paznokcie były koloru czerwonego zupełnie jak teraz moja twarz.
-Marco...ja, to nie jest tak, że Cię nie kocham- zaczęłam półsłówkami na co Reus wcale nie odpowiadał. Po prostu leżał nieruchomo wpatrując się w moją osobę.
-Nie wiem co mam Ci powiedzieć. Chcę ale nie potrafię, to wszystko dzieje się za szybko- nie rozpłakałam się lecz niewiele brakowało. Blondyn nadal milczał, chciałam mojego starego Marco. Tego, którego by mnie przytulił i powiedział, że jest przy mnie. Nowy Marco ani nie drgnął, był jak skała kontynuowałam wiec:
-Odkąd tu przyjechałam z Mediolanu to wszystko idzie nie tak. Pieprzy się co tylko możliwe, ale nie wyjechałam stąd bo wiem doskonale, że to moje miejsce na Ziemi. Od zawsze to wiedziałam, Ty tu jesteś więc nigdzie się nie wybieram. Lecz teraz milczysz co jest okropne, wolałabym żebyś zaczął krzyczeć i wyszedł trzaskając drzwiami.
-Michelle...Przykro mi, naprawdę mi przykro z powodu tego co się stało ale nie pozwalasz sobie pomóc. Nie dopuszczasz mnie do siebie i przez to nie mam pojęcia czy jestem Ci do czegoś potrzebny. Nie chcę tak.

Analizowałam każde słowo Reusa. Naprawdę taka jestem? Musze przemyśleć, muszę odpocząć.
-Jesteś, jesteś mi potrzebny- odparłam krótko- Ale nie będziemy teraz tego roztrząsać. Chyba mieszkanie razem nie było dobrym pomysłem- stwierdziłam łapiąc walizkę na kółkach.


***

Nim się spostrzegłam już maszerowałam ulicami Dortmundu w kierunku domu Lils. Było strasznie cicho i ciemno, bałam się bardzo. Chciałam wyjąć telefon i słuchawki z torby, aby czymś zagłuszyć mój strach. Wtedy zorientowałam się, że mój telefon został u Reusa.
Dochodząc do celu mojej wizyty zadzwoniłam kilka razy dzwonkiem. Wiedziałam, że głośne pukanie nie zbudzi Lillian. Po chwili ujrzałam zaspaną dziewczynę w drzwiach.
-Shell? A co Ty tu robisz o tej porze?
-Mogę wejść?

Lils wpuściła mnie do środka otwierając na oścież wrota.
-Przepraszam, że o tej porze ale musiałam gdzieś się podziać.
-Siadaj w salonie, zrobię Nam herbaty.

Po kilku minutach dziewczyna wróciła z dwoma parującymi kubkami. Ja natomiast zajmowałam sofę trzymając twarz w dłoniach.
-Shelly co się stało? Pokłóciłaś się z Marco?
-Nie-
odparłam krótko
-Więc o co chodzi?
-Czy ja naprawdę jestem taka beznadziejna? Czy jestem aż taką egoistką?
-Michelle o czym Ty mówisz?
-Mama zostawiła mi list przed śmiercią.
-To miłe z Jej strony.
-Tak, bo taka właśnie była: miła, silna, nie dawał nic po sobie poznać. Gdyby nie powiedziała, że jest chora nic bym nie wiedziała. Nie oznajmiła mi nawet, że czuje się gorzej a ja byłam tak zajęta salonem, że nawet nie zadzwoniłam zapytać jak się czuje-
rozpłakałam się na dobre - Napisała mi w liście, że jest ze mnie dumna. Jest przy mnie, wie że sobie poradzę Ale ja tego nie jestem pewna Lils. Boję się tak bardzo.
-Michelle pij tą herbatę, trzęsiesz się cała.

Upiłam łyk by dalej kontynuować.
-Po rozstaniu z Reusem powiedziałam sobie, że zostanę kobietą sukcesu.
-Przecież jesteś. Masz swój własny salon-
przypomniała mi Lillian.
-W Mediolanie nie miałam czasu na jakiekolwiek romanse, przyjaciół. Odkąd tu przyjechałam to wszystko idzie nie po mojej myśli...
-Shell co się stało? Powiesz mi dlaczego przyszłaś tu o tak późnej porze?
-Czasami zastanawiam się co Wy tu jeszcze robicie: Ty, Matt, Reus...Wszyscy przecież ode mnie odchodzą.
-Shell! Co Ty wygadujesz. Sophie nie odeszła, ona umarła. Każdego to czeka.
-Marco też się wkurzył, że tak do Niego powiedziałam. To nie był pierwszy raz. Myśli, że Go nie kocham. Uważa, że jestem z Nim z przyzwyczajenia. Po prostu poszedł sobie spać a ja tak bardzo chciałam Mu powiedzieć, że mi zależy. Kocham Go, jak zobaczyłam Go po powrocie tutaj to myślałam, że serce mi z piersi wyskoczy. Ale nie umiem o tym rozmawiać. Zamknęłam się w sobie.
-Nie płacz, proszę
- Lillian głaskając moje włosy przytuliła mnie.
-Błagam Cię tylko nie mów, że wszystko będzie dobrze.
***************************
Przepraszam za taką długą przerwę w rozdziałach ale miałam chwile zwątpienia i nawet o zawieszeniu pomyślałam.
Ale dodaję:)
Buziaki:*