-Wujek! Cocia!- krzyknął chłopiec przytulając się do nas.
Mel spieszyła się więc zostawiła rzeczy Nico i zniknęła.
-Pomożesz mi robić naleśniki?- zapytałam kucając przy małym.
-Ocywiście- rzekł poważnie niczym Wojciech Modest Amaro w Piekielnej Kuchni.
-Nico, pozwolimy wujkowi robić naleśniki?
-Wujek ne obraz sie ale nie umies. Ja chce sam z cocią.
-Ja nie umiem?- zapytał Marco na co oboje z chłopcem zachichotaliśmy.
-Blondasie może rzeczywiście nie zblizaj się lepiej do kuchni, bo coś wysadzisz. Po co mamy dawać dodatkową pracę strażakom w okolicy i tak już są zapracowani. Lepiej idź na zakupy, lodówka jest prawie pusta.
-Zołza! Ty też przeciwko mnie? Jesteście okropni. Ja wychodzę i nie wiem kiedy wrócę- stwierdził blondyn opuszczając dom.
-Udało się! Wykurzyliśmy Go z domu. Piąteczka!- oznajmiłam Nico przybijając z nim piątkę.
Zaczęliśmy robić naleśniki co opornie Nam wychodziło, bo więcej w tym było wygłupów niż samego pieczenia. Cali biali od mąki nie zauważyliśmy kiedy Reus zjawił się w kuchni.
-I to ja niby miałem wysadzić kuchnię? Co tu się stało? Tajfun przeszedł?
Rozejrzeliśmy się z Nico po pomieszczeniu, rzeczywiście wszędzie było biało. Z ust chłopca wyrwało się:
-Upsss.
-Ale za to jakie pyszne naleśniki nam wyszły- oznajmiłam. -Siadajcie, potem posprzątamy.
Zajadaliśmy naleśniki w kompletnej ciszy, to niewiarygodne jak nasza trójka była głodna.
-Należało by tu teraz posprzątać- stwierdził Marco.
-No to Ty tu ogarnij a my z Nico pójdziemy się przygotować na spacer!- krzyknęłam po czym złapałam chłopca za rękę i pognałam po schodach do góry.
-Wracajcie tu! Sam mam to sprzątać?
-Poradzisz sobie. Wierzymy w Ciebie- krzyknęłam ze schodów.
-Co za chamy jedne!
***
Siedzieliśmy przed telewizorem oglądając bajkę, Nico natomiast zasnął na moich kolanach.
-Słodko razem wyglądacie- skwitował Reus.
Po chwili zastanowienia postanowił powiedzieć:
-Wiesz byłem zawsze Jego ulubionym wujkiem a dziś wolał Ciebie.
-Ejj, nadal tak jest. Nico Cię uwielbia. Nawet nie wiesz ile razy przez ten czas usłyszałam Twoje imię. No co Ty jesteś zazdrosny o Nico?
-Nie słoneczko.
-Więc o co chodzi.
-Nie wiem czy mogę już to powiedzieć. Czy nie jest za wcześnie.
-Reus, jak zacząłeś to dokończ.
-Będziesz wspaniałą matką, Michelle- stwierdził Marco na co ja opuściłam wzrok. -Tak sobie pomyślałem, ze może już czas, co?
-Marco, posłuchaj. Wiem jak bardzo chcesz być ojcem. Ale dla mnie to wszystko za wcześnie. Jesteś w stanie jeszcze poczekać?
-Na Ciebie zawsze- pocałował mnie w czoło.
***
Gdy chłopiec się obudził postanowiliśmy iść na spacer, zwiedziliśmy chyba pół Dortmundu. Mały był wykończony więc Marco wziął Go na barana i skierowaliśmy się do domu. Razem z Reusem zrobiliśmy kolację. Nico natomiast bawił się klockami.
-Pokroisz te pomidory?
-Jasne.
-Tylko nie utnij sobie palca geniuszu.
-Ja? No chyba żartujesz- uśmiechnął się blondyn.
Gdy odwróciłam się usłyszałam krzyk:
-Ałćć!!!
-Boże, mówiłam Ci, że masz uważać. Pokaż to...
-Nic mi nie jest! Żartowałem- zaczął się śmiać pokazując mi rękę.
-Jesteś nienormalny. Idź lepiej nakryć do stołu, bo zawału zaraz dostanę.
-Czyli martwisz się troszkę o mnie?- zapytał Reus przytulając mnie od tyłu. Położył brodę na moim ramieniu wyczekując odpowiedzi.
-Delikatnie- odparłam z uśmiechem.
-Tylko tak?- zapytał wkładając swe ręce pod moją bluzkę wędrował palcami po nagim brzuchu.
-Reus! Bo naprawdę zaraz stracisz palca.
Blondyn złapał mnie za biodra i przyciągnął przodem do siebie.
-Nie mogę już przytulić się do swojej dziewczyny?
-Przytulić się możesz ale nie obmacywać.
-Zabronisz mi?- zapytał przygryzając dolną wargę.
-Może tak, może nie.
-Jesteś niedobra, kobieto.- Reus chciał mnie pocałować lecz zwinnie się odsunęłam.
-Chodź na kolację zboczeńcu- klepnęłam blondyna w tyłek.
Po zjedzonym posiłku Marco obiecał Nico zbudować z nim wieżę z klocków. Postanowił iść na górę, ja w tym czasie posprzątałam po kolacji i odpoczywałam na kanapie. Minęła godzina a Oni nadal tkwili w sypialni więc postanowiłam zobaczyć co się tam dzieje. Podchodząc bliżej zaniepokoiłam się straszną ciszą, gdy weszłam do środka zauważyłam śpiącego Marco obejmującego Nico. Spali tak słodko, że nie miałam serca ich budzić. Ale było już bardzo późno.
-Marco, Marco obudź się- delikatnie szarpnęłam blondyna.
-Co się stało?
-Już późno. Rozbierzmy Go i niech sobie śpi tutaj
*****************************************************************************
Wymęczyłam! :)
Mam nadzieję, że się spodoba:)
<3