sobota, 28 czerwca 2014

Rozdział 34- Reus! Bo zaraz naprawdę stracisz palca:)

Dzisiaj siostra Marco-Melanie miała przywieźć swojego syna Nico pod naszą opiekę, gdyż miała do załatwienia ważną sprawę. Dziewczyna stawiła się punktualnie a mały jak zwykle był pełen energii.
-Wujek! Cocia!- krzyknął chłopiec przytulając się do nas.
Mel spieszyła się więc zostawiła rzeczy Nico i zniknęła.
-Pomożesz mi robić naleśniki?- zapytałam kucając przy małym.
-Ocywiście- rzekł poważnie niczym Wojciech Modest Amaro w Piekielnej Kuchni.
-Nico, pozwolimy wujkowi robić naleśniki?
-Wujek ne obraz sie ale nie umies. Ja chce sam z cocią.
-Ja nie umiem?-
zapytał Marco na co oboje z chłopcem zachichotaliśmy.
-Blondasie może rzeczywiście nie zblizaj się lepiej do kuchni, bo coś wysadzisz. Po co mamy dawać dodatkową pracę strażakom w okolicy i tak już są zapracowani. Lepiej idź na zakupy, lodówka jest prawie pusta.
-Zołza! Ty też przeciwko mnie? Jesteście okropni. Ja wychodzę i nie wiem kiedy wrócę-
stwierdził blondyn opuszczając dom.
-Udało się! Wykurzyliśmy Go z domu. Piąteczka!- oznajmiłam Nico przybijając z nim piątkę.
Zaczęliśmy robić naleśniki co opornie Nam wychodziło, bo więcej w tym było wygłupów niż samego pieczenia. Cali biali od mąki nie zauważyliśmy kiedy Reus zjawił się w kuchni.
-I to ja niby miałem wysadzić kuchnię? Co tu się stało? Tajfun przeszedł?
Rozejrzeliśmy się z Nico po pomieszczeniu, rzeczywiście wszędzie było biało. Z ust chłopca wyrwało się:
-Upsss.
-Ale za to jakie pyszne naleśniki nam wyszły
- oznajmiłam. -Siadajcie, potem posprzątamy.
Zajadaliśmy naleśniki w kompletnej ciszy, to niewiarygodne jak nasza trójka była głodna.
-Należało by tu teraz posprzątać- stwierdził Marco.
-No to Ty tu ogarnij a my z Nico pójdziemy się przygotować na spacer!- krzyknęłam po czym złapałam chłopca za rękę i pognałam po schodach do góry.
-Wracajcie tu! Sam mam to sprzątać?
-Poradzisz sobie. Wierzymy w Ciebie
- krzyknęłam ze schodów.
-Co za chamy jedne!
***
Siedzieliśmy przed telewizorem oglądając bajkę, Nico natomiast zasnął na moich kolanach.
-Słodko razem wyglądacie- skwitował Reus.
Po chwili zastanowienia postanowił powiedzieć:
-Wiesz byłem zawsze Jego ulubionym wujkiem a dziś wolał Ciebie.
-Ejj, nadal tak jest. Nico Cię uwielbia. Nawet nie wiesz ile razy przez ten czas usłyszałam Twoje imię. No co Ty jesteś zazdrosny o Nico?
-Nie słoneczko.
-Więc o co chodzi.
-Nie wiem czy mogę już to powiedzieć. Czy nie jest za wcześnie.
-Reus, jak zacząłeś to dokończ.
-Będziesz wspaniałą matką, Michelle-
stwierdził Marco na co ja opuściłam wzrok. -Tak sobie pomyślałem, ze może już czas, co?
-Marco, posłuchaj. Wiem jak bardzo chcesz być ojcem. Ale dla mnie to wszystko za wcześnie. Jesteś w stanie jeszcze poczekać?
-Na Ciebie zawsze
- pocałował mnie w czoło.

***

Gdy chłopiec się obudził postanowiliśmy iść na spacer, zwiedziliśmy chyba pół Dortmundu. Mały był wykończony więc Marco wziął Go na barana i skierowaliśmy się do domu. Razem z Reusem zrobiliśmy kolację. Nico natomiast bawił się klockami.
-Pokroisz te pomidory?
-Jasne.
-Tylko nie utnij sobie palca geniuszu.
-Ja? No chyba żartujesz-
uśmiechnął się blondyn.
Gdy odwróciłam się usłyszałam krzyk:
-Ałćć!!!
-Boże, mówiłam Ci, że masz uważać. Pokaż to...
-Nic mi nie jest! Żartowałem-
zaczął się śmiać pokazując mi rękę.
-Jesteś nienormalny. Idź lepiej nakryć do stołu, bo zawału zaraz dostanę.
-Czyli martwisz się troszkę o mnie?
- zapytał Reus przytulając mnie od tyłu. Położył brodę na moim ramieniu wyczekując odpowiedzi.
-Delikatnie- odparłam z uśmiechem.
-Tylko tak?- zapytał wkładając swe ręce pod moją bluzkę wędrował palcami po nagim brzuchu.
-Reus! Bo naprawdę zaraz stracisz palca.
Blondyn złapał mnie za biodra i przyciągnął przodem do siebie.
-Nie mogę już przytulić się do swojej dziewczyny?
-Przytulić się możesz ale nie obmacywać.
-Zabronisz mi?-
zapytał przygryzając dolną wargę.
-Może tak, może nie.
-Jesteś niedobra, kobieto
.- Reus chciał mnie pocałować lecz zwinnie się odsunęłam.
-Chodź na kolację zboczeńcu- klepnęłam blondyna w tyłek.
Po zjedzonym posiłku Marco obiecał Nico zbudować z nim wieżę z klocków. Postanowił iść na górę, ja w tym czasie posprzątałam po kolacji i odpoczywałam na kanapie. Minęła godzina a Oni nadal tkwili w sypialni więc postanowiłam zobaczyć co się tam dzieje. Podchodząc bliżej zaniepokoiłam się straszną ciszą, gdy weszłam do środka zauważyłam śpiącego Marco obejmującego Nico. Spali tak słodko, że nie miałam serca ich budzić. Ale było już bardzo późno.
-Marco, Marco obudź się- delikatnie szarpnęłam blondyna.
-Co się stało?
-Już późno. Rozbierzmy Go i niech sobie śpi tutaj


*****************************************************************************

Wymęczyłam! :)

Mam nadzieję, że się spodoba:)

<3

niedziela, 22 czerwca 2014

Rozdział 33- Osz Ty, Ja Ci pokażę :)

Matka-powinna być to osoba, której bezgranicznie ufasz i nie boisz się powierzyć żadnej tajemnicy. Twoja najlepsza przyjaciółka która wie o Tobie wszystko, jakie ciasto najlepiej lubisz, po jaki smak jogurtu najczęściej sięgasz na pólkach supermarketu. To, że nienawidzisz gdy jest zima i ślizgasz się po lodzie, tego, ze masz uczulenie na truskawki i nie możesz ich jeść. Tak powinno być w każdej rodzinie, Matka powinna być dla Ciebie wzorem do naśladowania. Dlaczego tak wiec nie zawsze jest? Dlaczego tyle dzieci znajduje się w domach dziecka? I mimo, ze te matki są okropne to ich małe pociechy codziennie siedzą wieczorem przy oknie mając nadzieję, że mamusia dzisiaj po mnie wróci? Ja idąc do Sophie też nie czułam się komfortowo, to była moja matka ale żadnych więzi nie odczuwałam. Jest to dla mnie kobieta, z którą muszę się spotykać, bo tak trzeba. Podeszłam do drzwi mojej rodzicielki wciskając nerwowo dzwonek, otworzyła mi sama we własnej osobie wyraźnie ciesząc się na mój widok.
-Chciałaś to przyszłam- może zabrzmiało to dość oschle ale jakoś nie umiałam zdobyć się na nic więcej.
-Usiądź proszę. Kawy, herbaty?
-Herbata. Bez cukru poproszę- oznajmiłam siadając na kanapie.
-A więc...byłaś u lekarza?- zapytałam zauważając jakieś recepty na stole.
-Co Ci powiedzieli?
-To co zwykle. Robimy co możemy, bla, bla, bla. Kolejna porcja leków, wszystko się ułoży.
-Może mają rację i wszystko się ułoży- stwierdziłam.
-Już w to przestałam dawno wierzyć. Po prostu stosują tą regułkę do wszystkich pacjentów, bo co mają im powiedzieć: Zostało pani mało czasu... Przepraszam Cię Shelly, nie powinniśmy o tym rozmawiać. Nie chcę litości czy rozczulania się. Po tym co Tobie zrobiłam zasługuję na to.
-Nie mów tak- powiedziałam sama nie wierząc w to co czynię. Mój żal, który tak długo był lokowany w moim sercu powoli cichł. Przeistaczał się w troskę.
-Każdy zasługuje na chwilę wysłuchania, niezależnie od tego jakie głupstwa robił w życiu.
-Michelle jesteś bardzo mądra, wiesz? To pewnie zasługa Twoich rodziców ale cieszę się, że mogłam Cię poznać.
-Nie mów o sobie tak jakbyśmy miały się już nie zobaczyć- stwierdziłam
-Bo ja nie wiem...- nagle Sophie wybuchła głośnym płaczem. -Nie wiem czy już się zobaczymy.
-Hej, wszystko będzie dobrze rozumiesz?- podeszłam do Niej i przytuliłam ją.
Poczułam ulgę. Tak, tego uczucia nie da się opisać, przez to wszystko sama zaczęłam płakać.
-Kiedy straciłam rodziców to myślałam, że świat mi się zawalił. Gdyby nie Matt i Lills to nie wiem co by było.
-Muszę ich poznać....
Rozmawiałyśmy tak do późnego wieczora, aż w końcu Sophie usnęła. Było już za późno, żeby tłuc się po Dortmundzie więc rozpisałam tylko Marco sms-a:
"Nie czekaj na mnie :* "
Shelly
***
Gdy się obudziłam Sophie krzątała się po kuchni.
-Przepraszam, obudziłam Cię?- zapytała zauważając moją osobę.
-Już 9.00 pora najwyższa wstać.
-Shelly chciałabym to kiedyś powtórzyć, jeśli oczywiście się zgodzisz.
-Oczywiście, nie mam nic przeciwko tylko teraz naprawdę się spieszę. Mam zajęcia na uczelni.
-Nie napijemy się razem nawet herbaty?
-Przykro mi. Innym razem
-W takim razie do zobaczenia- rzekła Sophie.
Pożegnałam się i ruszyłam prosto na wykład. Jak zwykle było nudno, połowa udawała, że coś notuje, druga połowa rozwiązywała krzyżówki a nieliczni drzemali sobie. Postanowiłam wyjąć swój szkicownik i stworzyć jakąś nową kreację. Wykładowca podzielił nas na grupy i na przyszłe zajęcia mieliśmy przygotować jakiś referat. Tak jakbym nie miała co robić w domu, zamykając zeszyt i pakując Go do torby powędrowałam do domu. Drzwi były zamknięte więc Marco naajwidoczniej miał trening, bo niemożliwe że śpi o tej porze. Jednak wchodząc zauważyłam wszystkie buty na miejscu.
-Marco jesteś?!
-Ćśś. Musisz tak krzyczeć?- szeptał Reus.
-No, proszę, proszę. Chwilę mnie nie było a tutaj już impreza- stwierdziłam wgłębiając się do środka salonu.
-Gniewasz się?- zapytał blondyn
-Nie ale posprzątaj to.
-Miałem nadzieję, że mi pomożesz- Reus zrobił minę zbitego pieska.
-Zapomnij, ta sztuczka już na mnie nie działa.

***

Postanowiłam wziąć się za sporządzanie referatu gdy Marco postanowił mi przeszkodzić.
-Co jutro robisz?- zapytał
-A co masz jakąś niespodziankę?
-Jeśli mam to pomożesz mi sprzątnąć ten syf?
-Reus! Jeszcze nie ogarnąłeś salonu?
-Troszkę mi zostało. No ale do rzeczy, Melanie jutro przychodzi i zostawia Nico. Pobędziesz trochę z Nami?
-Jeszcze się pytasz. Uwielbiam Go!
-Bardziej ode mnie?- zasmucił się blondyn.
-Tak, tylko troszeczkę.
-Osz Ty. Już ja Ci pokażę- oznajmił Marco przerzucając mnie przez ramię.
-Ejj, robiłam referat- krzyczałam bezskutecznie.
****************************
Dodaję KOLEJNY ;)
Buziaki:*

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Rozdział 32- Możesz mnie wysłuchać?

Zazdrość nie rodzi się z braku zaufania lecz ze strachu nad utratą bliskiej osoby. Każdy najmniejszy gest innej osoby gdy spojrzy na Twą drugą połówkę wprawia Nas w to uczucie. Boimy się Jej stracić, tego że może odejść i nigdy nie wrócić. Marco należał do tych bardzo zazdrosnych osób, którym nawet najmniejszy gest z innym osobnikiem jest powodem do wszczęcia swych teorii. Przecież nie zamierzałam Go zdradzić z kimkolwiek ale według Niego powinnam ubierać się w kożuch od stóp do głów i najlepiej nie zwracać na nikogo po drodze uwagi. Wracałam do domu od Lillian gdy jak na złość tuż przed domem reklamówka z moimi zakupami pękła i wszystko wysypało się na chodnik. Na horyzoncie pojawił się nagle nowy sąsiad, właśnie ten o którego Reus wprost zwija się z wściekłości. Co prawda widać było, że mężczyzna żyje sobie z kwiatka na kwiatek i pewnie co noc ma inną dziewczynę ale co to mnie interesuje. Przybiegł szybko i chciał pomóc ale grzecznie odmówiłam. Jednak był nieugięty więc żeby nie robić afery pozwoliłam zanieść Mu siatki do drzwi wejściowych, dalej sama
-Polecam się na przyszłość- zaproponował mężczyzna na co grzecznie pokiwałam głową mając nadzieję, że więcej taka sytuacja nie będzie mieć miejsca
Gdy weszłam do domu ujrzałam rezydującego Reusa w salonie, co mnie lekko zdziwiło bo powinien mieć trening no ale cóż pewnie odbył się wczesnym porankiem gdy byłam w pracy.
-Cześć kochanie, pomożesz mi przy obiedzie?- zapytałam kładąc zakupy na stole.
-Może sąsiad Ci pomoże- odburknął blondyn nie ruszając się z miejsca.
-O co Ci chodzi?- usiadłam obok chłopaka-Nadal jesteś zazdrosny o Stephena?
- O proszę, już jesteście na Ty, widziałem Was przed chwila.
-Marco no co widziałeś? Przecież nic złego nie robiłam. Tylko mi pomógł, nie prosiłam się o to.
-Na pewno?-
zapytał blondyn
-Nie bądź śmieszny! To już naprawdę jest chore i wiesz co? Jedz sobie sam!- poszłam do pokoju aby ochłonąć. No ile można wałkować ten sam temat? Mam już tego dość, postanowiłam uzupełnić moje notatki na egzamin, bo nie miałam się z czego uczyć.
Miałam serdecznie dość tej chorej zazdrości, owszem to jest miłe gdy widzisz że komuś zależy na Tobie ale Marco przesadzał. Nie mogłam już porozmawiać z żadnym mężczyzną bo wyskakiwał nie wiadomo skąd i podejrzewał, że Go zdradzam.

**1h później **

Jak to nauka może wykończyć człowieka. Mam już dość, chciałabym w końcu skończyć te studia. Praca, dom i jeszcze uczelnia, to chyba już za dużo jak na mnie. Nie mam siły nawet wieczorem zjeść kolacji bo padam przed telewizorem z wycieńczenia. Mam nadzieja, że sesja minie szybko i przyjemnie. Po chwili cicho niczym mysz do pokoju wszedł Marco z herbatą w ręku.
-Michelle...- zaczął lecz ja nadal była zła na blondyna. Jakąś herbatką mnie na pewno nie przekupi. Albo sobie ufamy albo nie ma o czym gadać. Ucinając Jego wywód rzekłam, żeby mi nie przeszkadzał.
-Możesz mnie wysłuchać?!- zirytował się młody Niemiec.
-Mam tego dosyć Reus. Po prostu mam dość.- oznajmiłam Marco, niech On w końcu zrozumie swoje głupie postępowanie.
-Zrozum mnie, nie chcę, żeby ktokolwiek mi Ciebie zabrał.
-Marco do cholery, nie jestem niczyją własnością!
- uniosłam się po raz kolejny podchodząc do okna.
Blondyn stał oparty o biurko tak jakby Go ktoś tam przykleił. Zrobiło mi się Go żal, widziałam jak walczy sam ze sobą żeby po raz kolejny nie poruszać tematu Stephena. Podeszłam bliżej Niego.
-Ufasz mi?- zapytałam
-Tak, oczywiście, że Ci ufam ale Jemu już niekoniecznie.
-Proszę Cię, przestań
- oparłam swe czoło w skroń blondyna wplatając swe palce w Jego włosy -Przecież Cię kocham i dobrze o tym wiesz...Nie rób więcej tak.
-Przepraszam
-Już dobrze, chodź tu
- przytuliłam mocno blondyna, żeby wiedział że na nikim innym mi nie zależy.


***

Odpoczywając spokojnie przed telewizorem rozkoszowałam się chwilą. W moim uchu rozbrzmiał wesoły głos Rihanny obwieszczający przychodzące połączenie telefoniczne. Nie miałam ochoty ruszyć się z miejsca ale postanowiłam wziąć telefon do ręki. Na wyświetlaczu ujrzałam napis" Sophie". Nie wiedziałam co mam zrobić. Odebrać czy nie? Moja biologiczna matka. Niby Jej wybaczyłam ale ból nadal we mnie tkwi. Postanowiłam jednak odebrać.
-Tak?
-Cześć Michelle. Od naszego ostatniego spotkania minęło wiele czasu i tak sobie pomyślałam czy nie zechciałabyś się zobaczyć.
-Ja...nie wiem. Chyba....
-Nie chcę Cię do niczego zmuszać Shell.
-To nie o to chodzi. Po prostu.....No dobrze, spotkajmy się.
-Pasuje Ci dzisiaj? O 18.00 u mnie?
-Ale tak już? Zaraz?
-No czemu nie, Chyba, że masz jakieś plany to nie ma sprawy.
-Nie, w porządku. 18.00 jest ok.
-To do zobaczenia-
odrzekła Sophie rozłączając się.
Pakując telefon do torebki zbierałam się do wyjścia gdy usłyszałam zamykanie drzwi wejściowych. Ujrzałam tam Marco z torbą pełną zakupów.
-Na sklep napadłeś?
-Chciałem Cię jeszcze raz przeprosić za tą moją chorą zazdrość i tak sobie pomyślałem, że zjemy razem kolację, co?
- zapytał.
-Nie mogę.
-Dlaczego? No zobacz kupiłem tego jak dla armii.
-Chętnie bym tu z Tobą została ale Sophie dzwoniła.
-Czego chciała?- zainteresował się blondyn.
-Spotkać się, porozmawiać, nie mam pojęcia.
-No dobrze ale nie wracaj sama po nocy
- stwierdził Marco całując mnie w czoło.
**************************************
Piszę do Was świeżo po meczu Niemcy- Portugalia.
Normalnie skakać pod sufit mogę tak się cieszę:)
Tylko mnie mama wnerwiała. Oglądała ze mną i ciągle komentowała.
Moja mama nienawidzi Niemców za tą wojnę i w ogóle. Nie da sie Jej przetłumaczyć że to było wieki temu i Ci ludzie nie maja z tym nic wspólnego.
Cieszę się, że Goetzego mogłam chociaż zobaczyć. Szkoda że Marco nie było no ale cóż..
Mam nadzieję, że rozdział się spodoba:)

Obczajcie Marco jak słodko wygląda w tej fryzurce *.*

Kto nie jest zorientowany dziś Juergen kończy 47 lat!

Happy birthday! ♥

Buziaki:**

środa, 11 czerwca 2014

Rozdział 31- Przespałaś się kiedyś ze swoim wrogiem numer 1?

Pulsujący ból głowy uniemożliwiał mi dalszy sen, którego najwyraźniej bardzo potrzebowałam, unosząc głowę by spojrzeć która godzina zorientowałam się że przed chwilą wybiło południe. Chyba nie za bardzo pamiętam co się wczoraj działo sądząc po tym, że dziwiłam się co robię we własnym łóżku i to w piżamie. Ociężałym krokiem podeszłam do okna by zasłonić rolety, strasznie raziło mnie słońce które wdzierało się przez szyby okienne. Czułam się chwilowo jakby ktoś mi nerki wyciął, nie było we mnie ani grama życia. Czołgając się po schodach zeszłam na dół w poszukiwaniu butelki wody.
-Mooja głowa- weszłam do kuchni trzymając się za czoło.
-Wypij to- blondyn podrzucił mi jakąś mętną wodę.
Przechyliłam płyn jednym łykiem wykrzywiając przy tym buzię we wszystkie możliwe strony. Nie mam pojęcia co to było ale miałam wrażenie że chyba nie chciałam tego wiedzieć. Zupa brokułowa, której tak nienawidziłam przy tym to były delikatesy. Rozglądając się dookoła zauważyłam, że mieszkanie było czyste i puste. Wszyscy musieli już opuścić lokal, zdziwiło mnie to, ponieważ na ogół słyszę każdy szept i tupot stóp.
Nagle u drzwi rozbrzmiało się pukanie. Nie miałam ani siły ani ochoty wstać więc nakazałam blondynowi otworzyć. Do moich uszu dostał się niski męski głos.
-Dzień dobry- stwierdził przybyły -Przeprowadziłem się tu właśnie i szukam...- mężczyzna zawiesił głos gdy wyłoniłam się z kuchni. Miał około trzydzieści lat, wysoki brunet, ubrany na sportowo.
-Uhm- chrząknął Marco
-Ach tak, szukam żarówki
-Przykro mi, nie posiadam
- oznajmił Reus po czym grzecznie się pożegnał i trzasnął drzwiami. O dziwo po tym specyfiku od Marco kac powoli ustępował. Chyba wiedział co robi, musiał mieć często takie przygody. Postanowiłam zrobić śniadanie, bo w końcu było już grubo po południu. Krzątałam się po kuchni w rozciagniętej koszulce do połowy ud i krótkich spodenkach odsłaniających nogi. Czułam wzrok blondyna na sobie. Właśnie rozbijałam jajka na patelni gdy usłyszałam Marco:
-Możesz się tak nie negliżować?- zapytał
Zupełnie nie wiedziałam o co chodzi Niemcowi, przecież byłam ubrana. Nie miałam żadnej wyzywającej bluzki z dekoltem do pępka.
-Ten facet pożerał Cię wzrokiem- oburzył się blondyn opadając bezwiednie na krzesło. Włączył Mu się tryb- "To jest moje mięso". Nie lubiłam gdy ktoś jest chorobliwie zazdrosny ale troszeczkę tego uczucia nie zaszkodzi. Zakomunikowałam jednak Reusowi, że od tej pory będę chodzić w kożuchowej piżamie na co jednak zmienił zdanie co do mej nocnej odzieży.

***

Dzisiaj w pracy mam odebrać towar a więc pora już się zbierać. Gdy zamykałam drzwi ktoś namiętnie chciał się dobić do mojego telefonu. Gdybym jeszcze tylko od razu mogła Go znaleźć w torbie byłoby dobrze. Nie należałam do osób, które miały porządek gdziekolwiek.
-Lils?- odebrałam w ostatnim momencie
-Musimy porozmawiać, natychmiast!- ton głosu mojej przyjaciółki był co najmniej dziwny. Panika połączona z płaczem i szukanie pomocy gdziekolwiek.
Przez to, że musiałam jechać po ten nieszczęsny towar byłam zmuszona umówić się z Lils w miejscu mojej pracy. Dziewczyna momentalnie się rozłączyła, w takim stanę dawno Jej nie słyszałam. A może coś się stało? Czarne myśli przychodziły mi do głowy, wiec postanowiłam już dłużej nie rozmyślać tylko poczekać na Lillian. Po 15 minutach wbiegła zdyszana.
-Shell co ja najlepszego zrobiłam! Przecież mam swoje zasady i w ogóle, nienawidzę Go no ale...
-Lils-
złapałam dziewczynę za ramiona lekko potrząsając -Gadasz jak nakręcona a ja nie wiem o co chodzi!
-Jak to nie wiesz? Przespałam się z Nim.
-Z kim?
- zapytałam
-Z Goetze!- dziewczyna ukryła twarz w dłoniach -Rozumiesz przecież ja Go nie lubię no ale znów do mnie przyszedł i przyniósł jakieś wiechcie i wino. Nie chciałam Go wpuścić ale siedział pod drzwiami. Chyba się upiłam, bo zaczęliśmy się całować i no dalej to już wiesz...A co w tym wszystkim najgorsze? Że ja to wszystko pamiętam. Wolałabym się upić tak na maxa i nie pamiętać nic.
-Lils uspokój się. Wiem, że Go nie lubisz ale to nie koniec świata.
-Jak to nie? Przespałaś się kiedyś ze swoim wrogiem numer jeden?
-No nie ale...
-No właśnie! To jest koniec świata!


Nie nadążałam za tą dziewczyną. Ciągle w kółko tylko nawijała jaki to Mario jest zły, bla bla bla. W rzeczywistości wiedziałam, że ciągnie ich do siebie i prędzej czy później wybuchnie ich miłość. W tym przypadku doskonale sprawdza się powiedzenie " Kto się czubi ten się lubi". Moja przyjaciółka jednak nie była zadowolona takim rozwojem wydarzeń, wyglądała jakby popełniła morderstwo i jeszcze uciekła z miejsca wypadku.
*******************************************
Cześć :)
Mam nadzieję, że rozdział się podoba :)
Co do sytuacji Marco!!!!! Nadal nie mogę w to uwierzyć!
:(
Buziaki:*
Monika

środa, 4 czerwca 2014

Rozdział 30- Jest 4.00 w nocy, na spacery Ci się zebrało?

***OCZAMI MARCO***
Reus nie sądził, że tak szybko pójdzie. Wystarczyło powiedzieć tylko, żeby przeprowadziła się do mnie i już. Zgodziła się. Wszystko wracało do normy, Shelly czuła się lepiej. Na treningach szło świetnie, właśnie dziś nadszedł ten dzień w którym Michelle ostatecznie miała wprowadzić się do mnie. Takie pozornie proste rzeczy potrafią cieszyć ludzi.
-Reus co Ty w takim dobrym humorze?- zapytał Hummels w szatni.
-Kochanie słoneczko świeci, skończyliśmy wcześniej trening,, czego tu chcieć więcej.


-Okey kochanie to jest co najmniej dziwne. Mów tu szybko co jest grane- zarządził Mats a całe Borussen z wyczekiwaniem spojrzało na Marco.
-Shell się dziś do mnie wprowadza.
Rozbrzmiały się gwizdy i gromkie brawa.
-Gratulacje Reusik- Lewy poklepał mnie po ramieniu.
-Kochanie....no to teraz wszystko jasne.
Podczas gdy wszyscy zaczęli składać gratulacje Moritz zarządził.
-No to już wiemy u kogo dziś jest impreza! Parapetówka u Marco!- krzyknął
-Ale, ale....-oponował blondyn.
-Czyżbyś bał się Shelly pantoflarzu?- zapytał Neven obejmując ramieniem Reusa
-Ja? No chyba śnisz- oburzył się Niemiec nie dając sobie wmówić, że On Marco Reus może ulec jakiejkolwiek kobiecie - o 20.00 u mnie.


***


-No chyba to wszystko- stwierdził Marco pakując ostatni karton do samochodu.
-Wychodzi na to, że tak. Jedziemy?
-Muszę Ci coś powiedzieć- stwierdził Reus otwierając drzwi auta.
-Tak?
-.......
-Marco? Powiesz w końcu?
-Słuchaj, wcale tego nie chciałem, przysięgam ale chłopaki dowiedzieli się o Twojej przeprowadzce i...
-i?-zapytałam
-Wprosili się na imprezę
-No dobrze. Impreza. W czym jest problem?
-W Tobie- wypalił bezmyślnie blondyn.
-We mnie?....Aaaa rozumiem, to ma być męska impreza tak? Nie ma sprawy przenocuję u Lils.
-Nie!- zaprotestował Reus. -Chodzi o to, że masz tam być ale jeżeli nie chcesz, źle się czujesz to mogę odwołać chłopaków.
-To nie jest najlepszy pomysł- odparłam na co Marco zrzedła mina. Na samą myśl że będzie musiał powiedzieć chłopakom, że nie będzie imprezy.
-To nie jest dobry pomysł, żebyś odwoływał bo od tego wypadku naprawdę wiele się zmieniło i czuję się wyśmienicie. Nawet sama chciałam zaproponować coś w tym stylu. Zaraz rozsyłam sms do Lils i Matta.
Blondyn patrzył z niedowierzaniem na to co mówiłam. Radość bila od Niego na kilometr.
-Jesteś cudowna!- krzyknął Reus i chciał najzwyczajniej w świecie obdarzyć mnie całusem ale zapomniał, że jest przypięty pasami i gdy gwałtownie się ruszył pas się zablokował uciskając klatkę blondyna.
-Uważaj wariacie. Oszalałeś?




***


Było już mocno po północy, wyczuwało się koniec imprezy. Wszyscy popadali gdzie się dało a w zasadzie gdzie było miejsce. Najtrzeźwiejszy ze wszystkich Reus ogarniał salon tak, żeby przynajmniej było przejście do dalszych zakamarków posesji.
-Chyba mam słabą głowę- stwierdziłam o mało co nie wywracając się o własne nogi.
-Chyba na pewno- podtrzymywał mnie Marco.
-Muszę spać.
- Zaprowadzę Cię- postanowił blondyn
-Nie bądź śmieszny. Przecież trafię. Mam swojego GPS-a.
- Nie wątpię w to, jednak chodź pomogę Ci.
-Nie, wiesz co...jednak nie chce mi się spać.- postanowiłam chwytając kurtkę, która nie wiem nawet do kogo należała.
-Shelly? Wybierasz się gdzieś?
-Ta-ak. Idę sobie tam- wskazałam palcem na drzwi.
-Oszalałaś. Jest 4.00 nad ranem, na spacery Ci się zebrało? Siadaj tu ale już- Marco postanowił pogromić mnie wzrokiem więc spoczęłam potulnie jak baranek -Nie ruszaj się, zaraz przyjdę.
Reus kazał długo na siebie czekać, przynajmniej w moim odczuciu a więc zmorzył mnie błogi sen.
***************************************************
Cześć miśki :*
Kolejny leci do Was pisany na szybko :****
Pozdrawiam,
Monika ♥