niedziela, 8 grudnia 2013

Rozdział 12- Nie podoba mi się to!

Już dwa tygodnie minęły od feralnego wydarzenia z Marco. Razem z Mattem pracowaliśmy na pełnych obrotach, toteż byliśmy w stanie wcześniej otworzyć nasz butik.  Właśnie dzis nadszedł ten dzień, w którym mieliśmy spotkać się z naszym pierwszym inwestorem. Nie do wiary, że ktoś w tak krótkim czasie zechciał podjąć z nami współpracę. Moje sprawy zawodowe miewały się świetnie, gorzej było z moim zdrowiem.
Strasznie pobolewał mnie brzuch. Były momenty gdy zaczął mnie tak boleć i o mało co nie zemdlałam. Kiedyś miałam problemy z żołądkiem więc postanowiłam, że wybiorę się do lekarza ale najpierw muszę uporządkować swoje sprawy.

***

Zwarci i gotowi wraz z Mattem czekaliśmy w butiku na naszego inwestora. Po kilku chwilach ukazał się naszym oczom przystojny, zadbany mężczyzna, lekko po trzydziestce, ubrany w garnitur trzymając w ręku aktówkę.
-Dzień Dobry-powiedzieliśmy chórem
-Jestem Michelle Bieller a to mój wspólnik Matt Forbes
-Miło mi poznać. To Wasz butik, tak?- zapytał
-Tak, moze to nie jest jakiś wielki salon mody ale nam wystarcza...Tutaj są nasze biurka. Pracujemy tu razem z Mattem- rozpoczęłam oprowadzanie gościa- Tutaj natomiast nasze najnowsze kolekcje. W tamtym pomieszczeniu jest magazyn i miejsce dla krawcowych.
Mężczyzna zaczął chodzić po pomieszczeniu jakby był jakąś Perfekcyjną Panią Domu i robiąc test Białej rękawiczki szukał najmniejszego potknięcia, Matt natomiast o mało co wszystkich paznokci nie obgryzł.
-Podobają mi się- rzekł mężczyzna zatrzymując się przy naszej kolekcji sukien- Naprawdę dobre. Szukam nowych, młodych twarzy do najnowszej kampanii. Niedługo odbywa się konkurs o Złotą Igłę.
-Czyli?- zapytał zakłopotany Matt.
-Czyli stawiam na Was. Uszyjecie parę ładnych kiecek. Zatrudnicie parę modelek i wystartujecie w konkursie a ja zajmę się resztą. Zgoda?
-No jasne, że się zgadzamy! Dziękujemy bardzo.
-Przyjdę za parę dni omówić szczegóły. Do widzenia.
-Do widzenia- odparliśmy radośnie.
-Shelly, uszczypnij mnie- rozkazał Matt na co posłuchałam polecenia. -Ałł, to był żart wariatko! Czy Ty to słyszałaś? Masakra! Musimy to opić. Pisz do Lillian i reszty ekipy.
Matt był ucieszony jak mały chłopczyk, który dostał kolejkę na święta. Też się cieszyłam ale byłam tak zaskoczona, że nie mogłam w to uwierzyć.
Jak Matt postanowił tak się stało, zaprosiliśmy Lillian, Mario i kilku ludzi ze studiów. Nie przewidziałam tylko, ze "MÓJ UKOCHANY MARIO! " zaprosi tez Reusa z tą laleczką Chucky. Wznoszając toast za nasz butik pociagłam Goetze'go na zewnątrz budynku.
-Mario! Co Ty wyprawiasz?! Dlaczego Go tu zaprosiłeś?!
-Słoneczko wyluzuj. Nasz plan idzie do przodu!
-Goetze przestań! Nie chcę, żeby cokolwiek szło do przodu!
-Wyluzuj! Będzie dobrze- oznajmił mi brunet poruszając brwiami.
Usiadłam sobie na schodach nie wiedząc co myśleć. Nie umiem spojrzeć Marco w oczy. Po prostu nie umiem.
-Nie powinnaś świętować w środku?- zapytał niespodziewanie Marco siadając obok.
-Marco...
-Shelly, wiem. Mieliśmy od siebie odpocząć. Minęły już dwa tygodnie.Ochłonęliśmy to wystarczy. Co się stało to sie nie odstanie ok? Przyjmijmy, że nic się nie wydarzyło....Madame wejdźmy do srodka, bo zimno się robi- Reus wyciągnął ku mnie dłoń. Postanowiłam więc wstać lecz nagle poczułam ucisk w brzuchy więc upadłam spowrotem na posadzkę.
-Michelle? Co jest?
-Brzuch. Boli. Bardzo- wysapałam zwijając się z bólu ściskając nadal rękę Marco, której nie puściłam.
-Shelly dzwonię po karetkę.
-Nie! Poczekaj. Zaraz przejdzie. Zobaczysz- po paru sekundach ból jakby ustał.
-O widzisz, już dobrze- powstałam samodzielnie z  miejsca i ruszyłam do klubu.
-Nie podoba mi się to!- krzyknął Reus
-Przestań, to tylko brzuch.
-Obiecaj, że pójdziesz do lekarza.
-Obiecuję.


**************************************************
Uffff, napisałam ;)
Mam nadzieję, ze nie jest taki najgorszy ;)
Niedługo święta!
Omomo
Macie już jakieś prezenty pokupywane?
Bo ja kompletnie, nie mam pomysłu! ;p
Buziaki:**
Monika


niedziela, 1 grudnia 2013

Rozdział 11- "Marco, nie możemy"

Chłopaki przyjechali z meczu w pełni uradowani, gdyż rozgromili po raz kolejny tą bitwę. Marco Reus od razu po przyjeździe do Dortmundu zawitał w moim domu.
-O hej, już wróciliście?- zapytałam otwierając drzwi blondynowi- Wejdź.
-Tak. Przyszedłem zobaczyć jak się czujesz. Lepiej już?
-O wiele. Właściwie to nic mi już nie jest i od jutra z Mattem zaczynamy urządzać nasz butik......Marco?
-Tak?
-Chciałam podziękować. Za wszystko.
I wtedy  popełniłam błąd. Popatrzyłam w tęczówki blondyna, w których dostrzec można było iskry. I pewnie bym tego nie ujrzała gdybym nie stała tak blisko. Czułam jego oddech na swojej twarzy. Był coraz szybszy i intensywniejszy.
-Marco. Nie możemy. Tamto nic nie znaczyło. Pamiętasz?- rzekłam opierając swe czoło do głowy Reusa.
-To nie takie proste Michelle- zaczął blondyn odrywając się ode mnie i siadając na kanapie. Przysiadłam tuż obok aby posłuchać co dolega Reusowi, bo jego mina jednoznacznie oznaczała, że coś jest nie tak.
-Wmawiam sobie, że to nic nie znaczyło na siłę, wiesz? Nie wiem czy to dlatego, że tak długo się nie odzywałaś czy moze dlatego, że to rozstanie było takie bolesne, ale nie umiem zapomnieć o tym pocałunku. Wszyscy uważają mnie za słynnego Marco Reusa, który nie ma żadnych problemów. Ale tak nie jest! Chciałbym, żeby tak było ale niestety... Pogubiłem się w tym życiu Shelly...Nie wiem już sam kim jestem.
Zrobiło mi się tak żal blondyna jak nigdy dotąd. Okropne uczucie, gdy nie możesz komuś pomóc. Miałam mu tyle do powiedzenia....Chciałam to zrobić. Taki mężczyzna jak Reus zasługiwał na to.
-Ja wiem kim jesteś. Jesteś Marco Reus. Najlepszy na świecie Marco Reus. Jedyny i niepowtarzalny. Strasznie uczuciowy i dobry człowiek. 
Patrzyliśmy tak na siebie parę chwil, aż moje serce o mało co nie wyskoczyło i zaczęłam namiętnie całować blondyna.
Rzuciłam się na niego chwytając jego twarz w dłonie i spoczywając mu na kolanach.Marco nie miał nawet zamiaru przystopować. Zamiast tego zaczał całować moją szyję i przegryzajac delikatnie moja małżowinę szepnął:
-Tyle na to czekałem Michelle.
Znów zaczęłam Go całować tak samo zachłannie jak na początku rozpinając mu koszulę. W takim samym szybkim tempie pozbyłam się mojego swetra. Unosząc mnie do góry przenieśliśmy się do sypialni i stało się.
Przespałam się z Marco Reusem.

***

Z samego rana obudziło mnie delikatne muśnięcie warg na moim ramieniu. Było mi tak wstyd. Jak mogłam do tego dopuścić? Jak mogłam przespać się z zajętym facetem. Szargało mną mnóstwo negatywnych emocji.
-Wiem, że nie śpisz. Drga Ci powieka- szepnął Marco kładąc swą brodę na moim ramieniu.
Odwróciłam się do blondyna zakłopotana nie wiedząc co powiedzieć.
-Suzy- szepnęłam patrząc tępo w poduszkę.
-Mario- westchnął Marco.

Wtedy poczułam taki straszny ucisk w żołądku. Na moje usta już pchały się słowa wyjaśnienia, że przecież nic mnie z Mario nie łączy ale w rezultacie nic nie powiedziałam na ten temat, rzekłam tylko:
-Musimy przystopować, zapomnijmy o tym i najlepiej będzie jak odpoczniemy trochę od siebie.
-Masz rację- stwierdził Reus- jeszcze jedno: Michelle nie mów, że to nic nie znaczyło.....Pójdę już- stwierdził blondyn zamierzając wyjść.- Do widzenia księżniczko-  powiedział Marco na odchodne całując mnie w czoło. I wtedy gęstym strumieniem łez poleciały mi łzy. Ale poczekałam aż Reus opuści mieszkanie.
Ja nie płakałam, ja po prostu ryczałam. Tak głośno, że można by mnie usłyszeć na sąsiednim osiedlu.

*****************************

No to mamy jedenastkę:)
Nie będę się tu więcej o niej rozpisywać:)
Ocenę zostawiam Wam:**
Buziaki:*
Monika