czwartek, 27 lutego 2014

Rozdział 16- Konkurs

Nadszedł ten decydujący dzień. Konkurs projektantów mody. Normalnie mądry Goetze zwołał wszystkich. Lillian, Matt, pół klubu Borussi i co najważniejsze przyszłe małżeństwo Reus. Jednak nie mam dziś głowy na to wszystko. Nasz były inwestor patrzy się na mnie z tym swoim szyderczym usmieszkiem. Oblesny typ. Za chwilę odbędzie się ogłoszenie wyników. Co za stres. Naprawdę zaraz odkorkuję.

*30 min później*

I oczywiście zajęliśmy drugie miejsce. Dziwnym trafem pierwsze zajęły jakies młode dziunie. Z daleka widać, że puste jak słoik po ogórkach z z modą mało co miały w zyciu do czynienia. Ale cóż. Nie będę się przejmować. Następnym razem będzie lepiej.
Musiałam na chwilę przysiąść.Czułam jak stres spływa ze mnie. Poczułam masakryczna ulgę.
-Wszystko w porządku?- uklęknął przede mną Marco.
-Tak, jest ok- uśmiechnęłam się delikatnie.
-Nie przejmuj się tak. Drugie miejsce też jest w porządku. Odwaliliście kawał dobrej roboty.
-Tak, wiem. W ogóle powinnam Ci pogratulować, przepraszam że wtedy uciekłam.
-Pogratulować? Ale czego?- zapytał blondyn.
-No Suzy i tego wszystkiego.
-Wszystkiego, to znaczy?
-No....-zaczęłam ale ból w podbrzuszu uniemożliwił mi to.
Złapałam odruchowo Marco za rękę.
-Shelly, co jest? Byłaś u lekarza?
-Tak, byłam. Marco? Powinnam Ci coś powiedzieć.
-Tak?
Popatrzyłam w te jego tęczówki by zmierzyć się z prawdą i po prostu spanikowałam.
-Bo ja za dużo ostatnio mam na głowie. Praca, stres.
-Dobrze, już. Chodź pojedziemy do szpitala. Dasz radę wstać?
-Nie, strasznie boli.
-Pomogę Ci.

Droga do szpitala niemiłosiernie sie dłuzyła a ja opadałam z sił. Wchodząc do gabinetu poprosiłam Reus'a aby wyszedł. Nie chcę, żeby się dowiedział. Nie teraz i nie wiem czy kiedykolwiek.

Medyk wylał na mój brzuch zimny żel i zaczął jeździź po nim ultrasonogramem.
-Panie doktorze co z dzieckiem?
-Już, chwileczkę....
Tak, nie ma powodów do zmatwień. Dzidziusiowi nic nie jest ale błagam niech Pani uważa bardziej na siebie. Teraz to tak jak z małą porcelanową laleczką.
-Tak, oczywiście. Wszystko juz będzie dobrze. Do widzenia- odparłam zamykając za sobą drzwi.
-I co Ci powiedział?- od progu dopadł mnie Marco.
-Wszystko w porządku. Przemęczenie, stres. To wszystko sie skumulowało we mnie i tak właśnie dziś wybuchło. Odwieziesz mnie do domu? Nie chcę już wracać na bankiet.
-Oczywiście. Znam drogę.

***

Jechaliśmy dziesięć minut w kompletnej ciszy. Nie miałam pojęcia jak mam sie odezwać. Zupełnie tak jakby ktoś mi związał język na supeł. Kompletna pustka. Gdy dotarliśmy już miałam zaprosić Reus'a do środka gdy on stwierdził:
-Chyba ktoś na Ciebie czeka.
-Co?
-No zobacz. Ktoś czeka pod Twoimi drzwiami.
-Rzeczywiście. Ale nie znam tej kobiety- odparłam.

-Iść z Tobą?- zapytał Marco
-Jeśli nie masz nic lepszego do roboty.
-Chodź, nie zostawię Cię tak.
Zblizajac się do domu kobieta wyraźnie zestresowała się.
-W czymś pomóc?- zapytałam
-Ty jesteś Michelle prawda?......No oczywiście, nie ma innej opcji.
-Przepraszam, znamy się?
-Nie, to niemożliwe żebys mnie pamiętała. Ale myślę, że najwyższy czas zacieśnić więzi.
-Shelly wejdźmy do środka. Nie będziemy tak stać na dworzu- zaproponował Marco.
-Tak, rzeczywiście. Proszę, niech Pani wejdzie.
-Sophia, jestem Sophia.
*********************************
Cześć mordeczki:**
Dziś tłusty czwartek- ile pączuszków zjedzonych? :)
Moja Babcia takie pyszne robi, że moją diete dzis szlak trafił :)
Kolejny rozdzialik leci do Was:)
Podoba się?
PROSZĘ O SZCZERE KOMENTARZE?
Jak myślicie kim jest Sophia?
Buziaczki:**

środa, 5 lutego 2014

Rozdział 15- Ciąża to nie choroba.

Po tym jak zwyzywałam naszego sponsora musieliśmy sobie radzic sami. Lada moment rozpoczynał się konkurs talentów a ja chodziłam zestresowana jakby od tego moje zycie zależało. Siedzę już chyba dziesięć godzin w tej pracowni i robię ostateczne poprawki, gdy do salonu wpadł Matt.
-Jeszcze tu jesteś Shelly?
-Już kończę.
-Tak, tak. Miałaś skończyć trzy godziny temu. Marsz do domu!
-Matt! Ciąża to nie choroba. Spokojnie. Nic mi nie jest.
-Skoro o tym mowa. Powiedziałaś już Reusowi?
-Nie. Z jednej strony chcę mu powiedzieć, bo wiem, że trudno wychowywać dziecko bez ojca ale jest też wiele samotnych matek, które sobie idealnie poradziły.
-Michelle! Proszę Cię. Rozmawialiśmy już o tym- stwierdził Matt.
-Dobrze, już dobrze. Idę do domu, padam z nóg- stwierdziłam zmierzając  w kierunku wyjścia.
Postanowiłam odwiedzić galerie handlową w celu kupna kurtki. Robiło się coraz chłodniej a ja nie miałam nic ciekawego w szafie. Spoglądałam na rzeczy, gdy ktoś wywołał moje imię. Odwróciłam się i zobaczyłam.......Carolin.
Tak, właśnie ją.
-Caro?
-Tak, to ja. Co? Nie spodziewałaś się mnie tutaj?
-No tak, niezupełnie- odparłam.
-Kochana, my musimy koniecznie się kiedyś spotkać. Może dziś? U mnie?
Już miałam powiedzieć nie, lecz przypomniałam sobie rozmowę z Mattem. Przecież muszę powiedzieć Marco o dziecku a Caro i tak się o tym dowie, wiec to będzie odpowiednia chwila.
-Dobrze, przyjdę o dwudziestej. Pasuje?- zapytałam.
-Jasne, wpadaj śmiało.

***

Pełna stresu powędrowałam pod posesję Reusa. Serce biło mi jak oszalałe. Drzwi otworzyła mi Caro z okrzykiem:
-Patrz na to!- wyciągnęła rękę z pierścionkiem na palcu- Marco mi się oświadczył!

Oniemiałam. Z korytarza wyłonił się blondyn. A ja zapatrzyłam się w Niego jak w jakiś martwy punkt.
-Wejdź w końcu- z osłupienia wydobył mnie głos dziewczyny.

-Wiesz, nie mogę. Przypomniałam sobie właśnie o czymś. Przepraszam- odwróciłam się i poszłam w kierunku domu. W środku czekała na mnie Lils. Opowiedziałam jej wszystko od A do Z.
-Ja nie mogę mu powiedzieć. Oni się zaręczyli, rozumiesz? Teraz będą szczęśliwą rodziną.
-Michelle, ale Ty jesteś w ciąży. Z Nim. Pragnę Ci to uświadomić.
-To jest nieistotne. Nie mogę ładować się z buciorami w czyjeś szczęście.
-Shell albo Ty mu powiesz albo ja to zrobię.
-Lillian, przestań. Ja to wszystko przemyślałam. Proszę, uszanuj moją decyzję.
-A co zrobisz jak dziecko się urodzi i będzie podobne do Marco? Myślałaś o tym?
-Nie, nie myślałam. I nie chcę myśleć. To za dużo dla mnie, wiesz? Po prostu żyjmy jakby nigdy nic, ok?

***

-------->miesiąc później<---------------

Mój brzusio troszeczkę się już bardziej zaokrąglił. Trzeba w końcu poszukać jakichś  luźniejszych ubrań. Ale teraz nie mam do tego głowy. Jutro odbywa się konkurs. Razem z Mattem jesteśmy niczym bomba, która lada moment ma wybuchnąć. W dodatku ten stary gbur tam będzie. Trzeba będzie się z Nim zmierzyć. Dobrze, że mam Matta. Nie wiem jakbym sobie bez Niego poradziła. pewnie bym się poddała ale nie. Za daleko doszliśmy aby teraz zrezygnować. Nie dam za wygraną. Tej satysfakcji on na pewno nie otrzyma.
*****************************************
Kolejny misiaczki:)
Mam nadzieję, że się spodoba:)
Monika:*