niedziela, 27 lipca 2014

Rozdział 38- Proszę Cię o jedno: nie płacz.

Gdy weszłam na salę zabiegową o mało co nie zemdlałam, Sophie leżała nieruchomo a lekarze odłączali Jej wszelkie kabelki z ciała.
-Boże, co Wy robicie?- krzyczałam rozzłoszczona
-Michelle, uspokój się- odciągnął mnie medyk.
-Co z nią?- płakałam już mówiąc przez łzy.
-Przykro mi. Możesz iść się pożegnać.
Patrząc jak zaczarowana w szybę zbliżałam się coraz bliżej mojej biologicznej matki. Usiadłam na krześle łapiąc Jej lodowatą dłoń, tak jakbym czekała, aż się wybudzi. Na mojej twarzy zdało się nie występować żadna jakakolwiek emocja. Po prostu siedziałam tam wpatrzona w nieruchomą Sophie po czym cjciałam przemówić ale potok łez uniemożliwił mi to. Opierając czoło o dłoń kobiety płakałam jak bóbr, niczym wodospad zalałam pościel łzami. Ona nawet nie drgnęła, po chwili wyszłam z sali nadal nie mogąc pogodzić się z tym, że już Jej nie ma. Pojawiła się w moim życiu, jedna głupia chwila i już umarła. Usiadłam w korytarzu patrząc tępo w sufit, lekarz przyniósł mi plastikowe naczynie wypełnione wodą i kopertę. Kładąc rękę na ramieniu odszedł w nieznanym mi kierunku, odstawiłam kubek z wodą otwierajac kopertę.

Droga Shelly
Jeśli czytasz ten list to pewnie już mnie nie ma. Bylaś, jesteś i będziesz czymś co mnie najlepszego w życiu spotkało. Zawsze będziesz moją małą Shelly. Tak się cieszę, że pozwoliłaś mi pobyć trochę w swoim życiu, to moje najpiękniejsze chwile. Możesz być z siebie dumna, wyrosłaś na mądrą, pełnowartościową dziewczynę. Jak spotkam tu Twoich rodziców to na pewno im za to podziękuję. Proszę Cię tylko o jedno nie płacz, nie rozpaczaj bo ja jestem cały czas przy Tobie. Gdziekolwiek jesteś, cokolwiek robisz. Nie pozwolę, by mojej Michelle coś złego się przydarzyło. Chciałabym Ci jeszcze tyle opowiedzieć, lecz już nie mogę. Nie mam na to sił, nie mam tyle czasu. Właściwie to gdyby nie ta aparatura, która za mnie oddycha już by mnie tu nie było. Pamiętaj bądź wyrozumiała dla ludzi i pomagaj innym w potrzebie. Masz dobre serce więc nie muszę się o Ciebie martwić. Nienawidzę pożegnań więc po prostu odejdę.
Kocham Cię,
Sophie

Co czułam? Wszystkie uczucia skumulowane we mnie naraz. Z każdym dalej czytanym sowem płakałam coraz bardziej.
-Dlaczego mi to zrobiłaś? Dlaczego odeszłaś?- pytałam sama siebie.

"Proszę Cię o jedno nie płacz"- czytając po raz kolejny to zdanie rozmazałam makijaż doszczędnie. Schowałam do torby list kierując się do łazienki, by zmyć make-up. Nie dbałam już o nic, spojrzałam na swe beznadziejne odbicie w lustrze po czym zmierzałam w stronę domu. Idąc przypomniały mi się chwile z Sophie przeplatane slowami z listu.
"Jestem przy Tobie"
Mijałam beznamiętnie ludzi trącając ich niechcący, jedni szli dalej, drudzy z niezadowoleniem kręcili głowami a Ci ostatni krzyczeli za mną. Nie obchodziło mnie to, mogli mnie nawet pobić. Miałam to gdzieś. Docierając pod dom spostrzegłam, że stoi pusty. Może to i dobrze. Nie będę musiała przed nikim nic udawać, rozsiadłam się na sofie i po raz kolejny tego dnia zaczęłam płakać. Gdy się nieco uspokoiłam postanowiłam wziąć prysznic po czym przeniosłam się do kuchni by cos ugotować. Przez to wszystko strasznie mnie bolała głowa a na pusty zołądek żadna tabletka nie pomoże. Po chwili do kuchni wpadł Marco, jak to po treningu głodny i usmiechnięty.
-Nie mam dziś na nic siły. Klopp oszalał- zakomunikował Reus.
Zaczął opowiadać co się działo na treingu. Normalnie to z miłą chęcią słuchałabym co wyczyniali na boisku ale nie dziś.
-Przepraszam Cię, muszę wyjść- stwierdziłam ubierajac buty.
Szłam ulicami Dortmundu dumając nad swoim życiem, każdy mnie zostawia. Moi rodzice, Sophie, dziecko też straciłam. Tylko czekam aż Reus, Lils, Matt stwierdzą, że jestem do niczego. Nie będę się gniewać tym razem, widocznie taka moja dola. Rozmyślając tak intensywnie sposptzrgłam, że nieco oddaliłam się od domu. Postanowiłam wiec wrócić zdając sobie sprawę, że muszę wziąć się w garść i stawić czoło rzeczywistości. Wchodząc do środka zastałam Marco wyciągającego naczynia ze zmywarki
-Wypadło Ci coś z torby- stwierdził podając mi ową kopertę.
Usiadłam przy stole wpatrując się w nią jak w drogocenny klejnot. Blondyn uklęknął koło mnie i stwierdził:
-Nie powinienem tego czytać, przepraszam.
-Co Ty tu jeszcze robisz?
- zapytałam patrząc nieruchomo w jeden punkt.
Zdziwiony nie wiedział o co chodzo. Spojrzałam w Jego oczy kontynując swą wypowiedź.
-Ludzie odchodzą, prędzej czy później. Lepiej zrób to teraz, nie chcę potem znów przez to przechodzić.
Blondyn wstał gwałtownie z miejsca kierując się do salonu.
-Naprawdę tego chcesz? Non stop mi to powtarzasz Shell. Rozumiem, że jest Ci ciężko ale ja też straciłem dziecko. Kocham Cię lecz Ty mnie już chyba nie. Boisz się samotności, jesteś tu z przyzwyczajenia. Nie rób tego!- oznajmując poszedł na górę do sypialni.
"Masz dobre serce. Wyrosłaś na mądrą dziewczynę". W głowie wciąż miałam słowa Sophie. Czyżby się przeliczyła? Sama nie wiedziałam co ja w tym życiu robię. Dlaczego mi tak ciężko? Do czego zmierzam? Zadawajac mnóstwo pytań podeszłam do okna obserwując parę, która rozmawia o czymś przy świetle księżyca. Wyglądają na szczęśliwych. Tak beztrosko jak każda para powinna wyglądać. Ona uśmiecha się nieśmiało lecz promiennie, On natomiast oczarowany dziewczyną wpatruje się jak w obrazek. Odrywajac wzrok od okna swe kroki skierowałam w stronę sypialni. Do naszej wspólnej sypialni. Stojąc u progu drzwi widzę śpiącego już Reusa- musiałam dość długo stać przy tym oknie. Nie udaje. Nawet nie drgnął jak znalazłam się obok. Siadając tyłem do blondyna nadal rozmyślam. To moje główne zajęcie dzisiejszego dnia.
************************
No i skończyły sie malinowe rozdziały!
Trochę grozy musze tu wprowadzić zeby za słodko nie było.
Jak myślicie? Co dalej ze związkeim Marco i Shelly?

Buziaki:**

niedziela, 20 lipca 2014

Rozdział 37- Przestań to tylko głupi zegarek.

Mijały tygodnie a ja przyzwyczajałam się do myśli, że nie odzyskam już swoich projektów. Jednakowoż wtedy dostałam telefon od Matta abym szybko dotarła do salonu. Gdy znalazłam się na miejscu zauważyłam na parkingu wóz policyjny, weszłam niepewnie do środka nie mając pojęcia co tam zastanę. W środku ujrzałam mężczyznę, który bezczelnie się uśmiechał jakby nie zdawał sobie sprawy co się dzieje wokół.
-Co tu się wyprawia? I co ten człowiek robi w naszym salonie?- zapytałam.
-To wszystko jego sprawka Michelle.
-Słucham?- wytrzeszczyłam oczy nie dowierzając w to co właśnie usłyszałam.
-Tak, dobrze słyszysz słoneczko. Ja ukradłem zegarek Twojego kochasia i Twój laptop niszcząc Go doszczędnie Chciałem się odegrać. Nie chciałaś ze mną sypiać to teraz masz- Thomas, ten sam sponsor, który niedawno z nami pracował uśmiechnął się szyderczo.
-Żebyś zgnił w więzieniu!- wykrzyczałam Mu prosto w twarz.
-Zabierzcie Go- rozkazał Matt po czym funkcjonariusze wyprowadzili mężczyznę w kajdankach.
-Shell, w porządku?
-Tak, po prostu jestem wściekła, że musimy wszystko zaczynać od nowa. Dobrze, że głupsza myśl nie wpadła Mu do głowy.
-Masz rację a jakby spalił nasz salon?
-Matt wypluj to.
-Przepraszam, po prostu głośno myślę. Nie przejmuj się. Siedziałem długo nad projektami i coś mamy.
-Jesteś najlepszy. Co ja bym bez Ciebie zrobiła
.

***

Dzięki Matt'owi byliśmy o dwa kroki do przodu, mieliśmy połowę roboty za sobą. Jestem dobrej myśli, gdyż wypuścimy naszą wiosenną kolekcję w czasie. Może to głupie ale cieszę się z tego włamania. Mimo utraconych rzeczy zdałam sobie sprawę, że otaczam się prawdziwymi przyjaciółmi, którzy są ze mną nie tylko w dobrych chwilach. Czytałam najnowsze wydanie Beauty- dwutygodnika poświęconemu modzie gdy do domu po treningu wszedł Marco. Zamyślona nie zauważyłam nawet Jego obecności
-Nad czym tak myślisz Michelle? Nie martw się na pewno odzyskasz swoje projekty.
-Właśnie, że nie
- stwierdziłam
-Wiesz coś więcej?
-Tak Reus, wiem kto się włamał. To Thomas. Ten sam, który oferował mi wygranie konkursu za seks. Zrobił to z zemsty, zniszczył moje projekty i wziął Twój zegarek. Przepraszam.
-Za co?
-Pozbyłeś się zegarka z mojej winy. Gdybym nie miała z nim do czynienia to...
-Przestań, to tylko głupi zegarek
.

***

Spokojny wieczór przerwał mi dźwięk telefonu wydobywający się ze stolika.
-Tak słucham?
-Pani Michelle Bieller?
- zapytał nieznajomy głos. -Dzwonię ze Szpitala w Dortmundzie, pańska mama jest u Nas.
Mama? W pierwszej chwili nie docierało do mnie to co właśnie usłyszałam. Mimo wszystko postanowiłam wyruszyć do szpitala. Reus wyszedł gdzieś do Matsa więc zmuszona byłam pojechać sama. Nie zważając na znaki i światła pędziłam przed siebie, zdałam sobie właśnie sprawę, że przyzwyczaiłam się do Sophie. Zależało mi na Niej, jak torpeda wpadłam do szpitala pytając się gdzie mogę znaleźć kobietę. Gdy zaprowadzili mnie na miejsce to myślałam, że serce wyskoczy mi z klatki piersiowej. Leżała taka bezbronna, podłączona do miliona kabelków, podeszłam po cichu by nie zbudzić kobiety i zsunęłam rolety w dół. Słońce świeciło wprost na Sophie drażniąc Jej oczy. Odwracając się zauważyłam, że kobieta już nie śpi.
-Przepraszam, chciałam być ciszej. Obudziłam Cię.
-Nie spałam
- wyszeptała prawie niesłyszalnie
-Co się stało?
-W pewnym momencie gorzej się poczułam ale to normalne w mojej chorobie. Nie ma czym się przejmować
-Strasznie blado wyglądasz. Może kupić Ci coś? Potrzebujesz czegoś konkretnego?
-Nie Shelly, nie musisz nic kupować, nie potrzebnie tu przyjechałaś.
-Sophie nie dyskutuj. Ja pójdę po jakieś owoce a Ty tu masz odpoczywać jasne?
-Nigdzie się stąd nie ruszam
- odrzekła moja rodzicielka.
Wychodząc z oddali ujrzałam lekarza wiec postanowiłam Go wypytać o zdrowie mamy.
-Panie doktorze jestem Michelle Bieller. Co z Sophią?
-Jest bardzo słaba, choroba się poszerza. Są przerzuty.
-Nie można nic więcej zrobić?
-Przykro mi. Można tylko czekać, mam dla Pani pewną radę. Nie można się poddawać, trzeba pokazać choremu, że jakoś się trzymamy i damy radę.
-Tak oczywiście, dziękuję.


***

Do domu dotarłam bardzo późno, czekałam aż Sophie uśnie i dopiero wtedy zmierzyłam w kierunku domu. Odkluczyłam drzwi i weszłam do salonu, Marco spał sobie w fotelu oglądając jakiś film. Podeszłam do Niego od tyłu i zarzucając ręce na klatkę piersiową pocałowałam w sam czubek głowy.
-Michelle? Gdzie byłaś? Martwiłem się.
-Przepraszam, byłam w szpitalu
- stwierdziłam opadając na sofę.
-Stało się coś?
-Sophie tam wylądowała, widok był tragiczny.
-Na pewno jesteś głodna, chodź do kuchni, zrobię Ci coś.
-Nie Marco. Jestem zmęczona i idę spać.
-Chcesz znów wylądować w szpitalu? Zjesz i nie będę z Tobą dyskutować.


***

Wczesnym porankiem obudziłam się i postanowiłam jechać do szpitala, blondyn spał jeszcze obok. Tak słodko wyglądał tuląc poduszkę, więc nie miałam serca Go budzić. Na kartce napisałam gdzie się wybieram i co jest celem mojej wizyty. Położyłam skrawek na stoliku nocnym i przelotnie pocałowałam Reusa na co wymamrotał coś przez sen i przerzucił się na drugą stronę.Przejazd zajął mi niecałe dwadzieścia minut. Gdy dotarłam do sali nikogo tam nie było. Zdenerwowana zaczęłam szukać kogokolwiek, żeby zapytać gdzie jest moja Sophie. W końcu znalazłam pielęgniarkę, która kazała mi się uspokoić. Moja rodzicielka była na dodatkowych badaniach, gdyż okazało się, że w nocy pogorszył się Jej stan. Przemiła kobieta zapewniła mnie, że sytuacja jest już opanowana, siedziałam więc na krześle czekając na przybycie Sophie. Strasznie długo nikt nie przychodził więc zaczęłam się denerwować, do głowy przychodziły mi już najczarniejsze scenariusze. Aby nie zwariować postanowiłam poszukać mojej mamy.
*************************************************************************
Uffff chyba 4 dni Go pisałam:)
Mam nadzieję, że nie zasnęliscie w trakcie:)

Monika:*

piątek, 11 lipca 2014

Rozdział 36- Kompletny brak weny.

Postanowiłam razem z Mattem pomóc Lils, kupiliśmy mnóstwo czekolady i lodów po czym skierowaliśmy się z do domu dziewczyny.
-Przyszliśmy z odsieczą- rzekł od progu Matt.
-Nie potrzebnie się fatygowaliście. To koniec
-Lils o czym Ty mówisz- wtrąciłam -Przecież to nic takiego.
-Shelly! Mówiłam, że tak będzie. Po co ja się angażowałam. Wszystko jest bez sensu.
-Lilly rozmawiałaś z Nim?- zapytał chłopak.
-Nie. Oznajmił mi, że wyjeżdża i już, powiedziałam spoko. Rozumiecie, spoko. Tak jakby w ogóle mnie to nie obchodziło.
-No to powiedz mu to, powiedz mu co czujesz wariatko- przytuliłam przyjaciółkę głaskając Ją po głowie.

***

Gdy wracałam od Lils do domu zauważyłam otwarte drzwi. Pomyślałam, że to Marco choć zdziwiłam się, że nie zamknął drzwi.
-Już jestem- krzyknęłam po czym to co ujrzałam przerosło moje najśmielsze oczekiwania. W korytarzu wszędzie były porozrzucane buty i doniczki z kwiatami a włamywacz akurat w tym momencie skakał przez okno.
-Hej, zaczekaj!- krzyknęłam lecz na nic zdało się już to wołanie. Zresztą nie wiem co bym zrobiła jakby nie uciekł, pobiłabym Go? Był trzy razy większy, gdy zniknął z pola widzenia zaczęłam rozglądać się po domu. Wszędzie był bałagan nie do opisania, nie rozumiałam po co to zrobił. Skoro chciał coś ukraść to wystarczyło wziąć to co cenne a nie rozrzucać po całym mieszkaniu garderobą. Z tego co zdążyłam zauważyć to zginął laptop, który należał do mnie i zegarek Reusa. Nie mam pojęcia czy coś jeszcze, bo przez ten bałagan nie można nic określić. Lecz najwidoczniej przybył tu niedawno skoro tylko tyle zginęło.
-Co tu się stało?- zapytał nagle Marco a ja myślałam, że zawału dostanę.
-Musisz mnie straszyć? Rany, ale się przestraszyłam- stwierdziłam uspakajając oddech.
-Dlaczego wszystko jest porozrzucane?
-Ktoś się włamał, zginął mój laptop i Twój zegarek. Sprawdź czy coś jeszcze Ci nie zginęło.
-Nic Ci się nie stało?- zapytał blondyn.
-Nie, jak mnie zobaczył to uciekł. Nie zdążyłam nawet ujrzeć Jego twarzy.
-Dobra dzwonię na policję. Kto wie co to za psychol.
Podczas gdy Marco dzwonił na komisariat ja w tym czasie sprzątałam sypialnię, dosłownie wszystko było nie na swoim miejscu. Byłam wściekła, że zginął mój laptop, miałam tam najnowsze projekty na ciuchy, które dopiero wczoraj dopięłam na ostatni guzik. Mam nadzieję, że policja jednak znajdzie sprawcę włamania. Dość szybko, bo już po 20 minutach funkcjonariusz zjawił się w domu.
-Zginęło coś?- zapytał
-Tak, mój laptop i zegarek Marco- odpowiedziałam
-Tylko?
Spojrzałam ze zdziwieniem na policjanta.
-Przepraszam, po prostu sądząc po domu i po tym, że jest pan sławny to mógłby zabrać o wiele więcej rzeczy, chociażby jakaś koszulka.
-Nie, nic więcej nie zginęło. Przynajmniej nie zauważyliśmy...
-Dobrze a więc zegarek i laptop, tak?- notował mężczyzna -Laptop był pani?
-Tak, miałam na nim ważne rysunki. Jestem projektantką i to była najnowsza kolekcja. Nie zdążyłam nawet ich wrzucić na pendrive.
-Zrobimy co w naszej mocy, żeby znaleźć sprawców. Na razie dziękuję.
-Do widzenia- pożegnaliśmy mężczyznę.
-Wiesz co?- zwróciłam się do blondyna -Ja ostatnio czytałam, że w tej okolicy grasuje jakiś przestępca ale pisali, że jako swoją wizytówkę zostawia jakieś straszne straty typu wybija szybę albo wylewa jakąś farbę na dywan. A u Nas oprócz bałaganu nic nie ma, to musiałbyć ktoś inny.
-Może Go spłoszyłaś i nic nie zdążył zrobić.

Mijały dni i nadal nic nie było wiadomo, kiedyś odwiedził Nas policjant i stwierdził, że nic nie może zdziałać bo nawet żadnych odcisków nie znaleźli. Wskazałam też okno przez które wyskakiwał ale było czyste. Próbowałam odtworzyć jakoś stare projekty ale już nic nie wychodziło takie same. Jak ma się wenę to trzeba szybko Ją zapisywać, żeby nie wyleciała z głowy. Ja nie potrafiłam już tego zrobić. Wkurzina na siebie o to, żę mogłam zgrać  to gdziekolwiek wyrzucałam kolejne kartki papieru.
-Okropne. Dlaczego nie zapisałam tego cholernego projektu!
-Nie denerwuj się, skąd mogłaś wiedzieć, że nas okradną- uspokajał mnie Marco.
-Powinnam przewidzieć taką ewentualność. Marco....zbliża się wiosna, co ja powiem klientom? Wyskoczę z zimowymi ubraniami? Wcisnę im kit, że taka moda?
-Kochanie może jeszcze znajdą ten laptop.
-A co jak nie? Widzisz jak im to opornie idzie. A zresztą nawet jak znajdą to może wszystko być pousuwane. Nie wiem co to był za człowiek.

***

Wszyscy ostatnio chodzili przygnębieni. Ja byłam wściekła, że nie mam moich projektów i jak na złość niczego  nowego nie mogłam wymyśleć. Lils była przygnębiona tym, że Goetze się wyprowadza, Mats był zdołowany bo nie miał drugiej połówki. Zawsze jak zbliżała się wiosna dopadało Go to uczucie. Dodatkowo  dobiajające jest to, że jest gejem. Nie ulatwa to sprawy. Marco natomiast złapał jakąś kontuzję stopy przez co nie mógł się nadwyrężać i nie wiadomo czy wyjdzie w podstawowym składzie z Realem. W samym dodatku chodziłam po domu zła jak osa nie mogąc sobie darować mojego laptopa.
-Chyba zaraz oszaleję!- krzyknęłam w mojej pracowni do Matta.
-Co się stało?- zapytał brunet.
-Kompletny brak weny.
-U mnie to samo. Nienawidzę wiosny.
-Cholera! Powinniśmy się cieszyć, że ciepło idzie a tu klęska za klęską- rzekłam
-Shell chodźmy stąd, pójdziemy na jakiś obiad czy coś. Nie wytrzymam tu dlużej.
-Masz rację, dajmy sobie na dziś wolne.
***********************
\Następny przy 7 komentarzach!!!:*

Miłych wakacji :**

Monika ♥

sobota, 5 lipca 2014

Rozdział 35- Borussia jest dla mnie ważna.

Od samego rana postanowiłam odwiedzić Lils, z racji tego, że dawno się z Nią nie widziałam. Zastałam zapłakaną dziewczynę w kuchni.
-Co się stało?
-Mario wyjeżdża.
-Gdzie?
-Do Bayernu
-I dlatego płaczesz?
-Ja Go kocham- Lillian się rozpłakała jak niemowlę
Dopiero doszło do mnie to co powiedziała do mnie przyjaciółka. Mario opuszcza Borussię. Kto wie czy nie na zawsze.
-Nie płacz, poradzimy sobie.

***

Gdy wróciłam do domu zauważyłam w kuchni rozwścieczonego Reusa. Trzaskał szafkami szukając czegoś.
-Czego szukasz?
-Niczego.
-No przecież widzę Marco.
-Daj mi spokój! Niczego nie szukam!- blondyn wyraźnie podniósł głos.
-Reus! Nie krzycz na mnie. Nie moja wina, że Goetze zmienia klub!- domyśliłam się co jest powodem złości chłopaka.
-No pięknie! Ty też wiedziałaś? Tylko ja dowiaduję się ostatni. Najlepszy przyjaciel nie ma co!- trzasnął drzwiami po czym wyszedł.
Blondyna nie było dość długi okres czasu więc postanowiłam wziąć prysznic. Gdy wróciłam siedział spokojnie jakby nigdy nic na łóżku, było już późno więc postanowiłam iść spać. Położyłam się na jednej połowie wsadzając sobie ramię pod głowę. Skuliłam się niczym kot.
-Porozmawiasz ze mną?- zaczął Reus.
-Uspokoiłeś się już?
-Przepraszam. Nie powinienem.
-Ale to zrobiłeś.
-Shell....
-Nie, Marco. Co Ci takiego zrobiłam, że się na mnie wyżywasz? Trzeba było od razu powiedzieć, że mam Ci zejść z drogi.
-Przepraszam, on po prostu jest moim najlepszym przyjacielem. Szlak mnie trafia, że dowiaduję się  o tym dopiero teraz i smutno mi, że muszę tu zostać sam.
Czułam jak narasta we mnie złość więc wstałam szybko z łóżka.
-Sam?! Skoro tak Ci źle to jedź za Nim i ożeń się od razu. Po cholerę masz się tu ze mną męczyć!.
Wyszłam szybko siadając w salonie kołysząc się na fotelu.
-Michelle...- uklęknął przede mną Reus.
-Zostaw mnie.
-Shelly, skarbie...Posłuchaj mnie
-Idź stąd! Nie chcę Cię słuchać.
-Obiecałem sobie, że już nigdy w życiu Cię nie skrzywdzę.
-To Ci się nie udało. Wyjdź, idę spać.
-Shell!
-Dobranoc- trzasnęłam drzwiami z całej siły kładąc się do snu.

***

-Wiem, że nie śpisz- rzeknął Reus pochylając się nade mną. Był już ranek więc postanowiłam wstać.
-Która godzina?
-9.30- poczułam dłoń blondyna na policzku.
-Nie dotykaj mnie
-Michelle...
-Idę do Matta, odsuń się.
-Nigdzie nie pójdziesz- Marco przycisnął mnie wgłąb łóżka -Dopóki nie porozmawiamy. Przywiążę Cię jeśli to będzie konieczne. Nie wiem jak mam do Ciebie dotrzeć.
-Czego ode mnie chcesz? Już ok, rozumiem. Ulitowałeś się nade mną, zaciągnąłeś mnie do łóżka. Teraz daj mi święty spokój.
-Michelle,  nawet tak nie mów jasne?- Reus wyswobodził mnie z uścisku dzięki czemu mogłam usiąść.
-Naprawdę tak źle o mnie myślisz? Pojechałbym na koniec świata za Tobą, bo Cię kocham.
-Męczysz się ze mną, widzę to.
-Co?! Naprawdę tego nie widzisz jaki jestem szczęśliwy? Popatrz na mnie.
Nie chciałam tego zrobić wiec ujął mój podbródek w swoje dłonie.
-To było nieporozumienie, rozumiesz? Chodziło mi o to, że będę za Nim tęsknić. Jest dla mnie jak brat.
-Wyjedziesz do MoNACHIUM?- zapytałam ze łzami w oczach.
-Borussia jest dla mnie ważna. Poza tym nigdzie się bez Ciebie nie rusza,
-Marco, nie rób mi tego. Za bardzo Cię kocham i jeśli....
-Shell nie zostawię Cię. Przecież wiesz, że Cię kocham. Przepraszam za wczoraj.
-Możesz mnie przytulić?- zapytałam pochlipując cicho.
Reusowi dwa razy nie trzeba było mówić.
-Ćśś mała, już jest dobrze. Jestem przy Tobie.

***

Poszłam na zajęcia, które zapowiadały się nieciekawie. Właściwie to było tak nudno, że przy pierwszej lepszej przerwie postanowiłam iść z Mattem na kawę aby się wybudzić z zimowego snu.
-Shell, musimy porozmawiać- zagaił chłopak
-Coś się stało?
Ton głosu bruneta nie wskazywał na nic dobrego.
-Chodzi o Lils. Byłem wczoraj u Niej, to nie ta sama dziewczyna. Wciąż tylko śpi i płacze.
-Matty wiem. Ale naprawdę nie mam pojęcia co możemy dla Niej zrobić. Trochę jestem zła na Mario. Mógł Jej od razu powiedzieć, że zamierzał wyjechać.
-I co teraz?
-Nie wiem, trzeba z Nią porozmawiać. Nie może tak przecież lamentować nad sobą całe życie- oznajmiłam
-Przecież to nie koniec świata, istnieją jeszcze związki na odległość, prawda?
-Matt, chyba sam w to nie wierzysz.
*********************************
Kolejny leci do Was.

Buziaki:****
Monika ♥