środa, 17 września 2014

INFORMACJA

Kochane myszeczki.

Postanowiłam zakończyć już tego bloga:)
Nie mam kompletnie weny co dalej mogłabym tu wytworzyć a w końcu 43 rozdziały to nie wcale tak mało:)
Epilogu pisać też nie będę. Bądź co bądź ostatni rozdział skończył się dobrze, juz nic nie będę mieszała. Może kiedyś tu wrócę ale jak na razie nic nie obiecuję.
Dziękuję wzystkim za wsparcie i komentowanie blogów:)
Trzymajcie się:)

czwartek, 11 września 2014

Rozdział 43- Jesteś niedobra.

Wchodząc do domu szukałam wzrokiem Lillian, zastałam Ją w kuchni wyciągającą naczynia ze zmywarki. Jej oczy były zmęczone i podpuchnięte, bez żadnych słów poszłam przytulić przyjaciółkę. Mogłam sobie tylko wyobrazić co ona czuje w tym momencie.
-Będzie dobrze Shell tylko muszę sobie to wszystko poukładać.
-Zostanę z Tobą Lils.
-Nie, idź do Reusa. Widziałam Was na podjeździe, pogodziliście się. Idź proszę, chcę zostać sama.
-Jesteś pewna?- zapytałam.
-Tak, dziękuję.
Pocałowałam dziewczynę w czoło po czym odwracając się po raz ostatni opuściłam pomieszczenie. Droga do Marco nie zajęła mi wiele czasu, zbliżając się do apartamentu piłkarza zdałam sobie sprawę jak dawno nie przestępowałam tego progu. Dzwoniąc dzwonkiem czekałam aż Reus zechce mi otworzyć, po chwili zdziwiony otworzył drzwi.
-Michelle? Czy przed chwilą nie odwiozłem Cię do Lils? Co tu robisz?
-Stęskniłam się za Tobą- zamykając za sobą drzwi pocałowałam namiętnie blondyna.
-A tak na prawdę?- zapytał Marco odrywając się na chwilę.
-Nie wierzysz w moje szczere intencje?- zapytałam poruszając brwiami.
-Niee- Reus zabawnie zmarszczył nos.
-Lils chce być sama, przygarniesz mnie?
-Kocie na to liczyłem, to też Twój dom.
Wchodząc głębiej zastałam dość zaskakujący obrazek, na stoliku położone były butelki z piwem. Na łóżku leżały nieotwarte jeszcze chipsy.
-A co to jest?- pokazałam palcem na obiekt mojego zdziwienia.
-Miałem zamiar spędzić samotny wieczór opłakując odejście Mario.
Blondyn usiadł na sofie patrząc w jeden punkt przed sobą, tak mi było Go żal. Mario to Jego najlepszy przyjaciel, był jak brat. A teraz Go nie ma , wyjechał.
-Marco, to nie koniec świata- stwierdziłam kładąc Mu rękę na ramieniu.


***


Siedząc na kanapie i wpatrując się uważnie w ekran telewizora poczułam mokry ślad na ramieniu.
-Co robisz?
-Nudny ten film- mruknął Marco całując moją szyję.
-To idź spać
-A Ty?- zapytał z nadzieją w głosie.
-Jak się skończy to przyjdę.
W geście niezadowolenia Reus przewrócił mnie na kanapę tak, że leżałam unieruchomiona.
-Reus! Co Ty wyprawiasz! Chcę to obejrzeć!
-Ale kochanieee- przeciągał Marco -Najsłodsza, najukochańsza, najmądrzejsza, najpiękniejsza.
-Po prostu Michelle- wtrąciłam z rozbawieniem spoglądając na ekran w którym leciały już napisy końcowe. - I widzisz co zrobiłeś? Koniec już i nie wiem kto Go zabił- stwierdziłam z zażenowaniem.
-Misiu chodź na górę- odrzekł Marco jeżdżą ręką po moim udzie.
-Erotomanie! Idź stąd.
-Dobra nie dobrocią to siłą!- stwierdził Reus przerzucając mnie przez ramię.
-Ratunku zboczeniec!- krzyknęłam nie mogąc opanować śmiechu.


***


Obudziłam się czując jak ktoś kreśli szlaczki na moim ramieniu. Tym kimś był nikt inny jak Marco, odwróciłam się by ujrzeć twarz blondyna.
-Cześć blondi.
-Dzień dobry słoneczko.
-Co masz taką minę?- zapytałam.
-Zaraz muszę iść na trening. Nie chcę! Może zadzwonię, że jestem obłożnie chory?
-Na mózg chyba! Ani mi się waż! Wyginaj pod prysznic a nie się na mnie gapisz.
-Jesteś niedobra.
-Też Cię kocham.


***


Do salonu mody weszłam rozpromieniona jak nigdy.
-Cześć Matty.
-Co Ty taka wesoła?
-Pogodziłam się z Reusem.
Miałam tyle energii w sobie, że mogłabym góry przenosić ale pora była wziąć się do pracy. Dzisiaj musiałam poprawić suknię ślubną, którą wczoraj do Nas dostarczono. Zamyślona wpatrywałam się w zamek przyszyty u dołu sukni.

poniedziałek, 8 września 2014

Rozdział 42- Uwielbiam jak się złościsz.

To dziś miał odbyć się wylot Mario do Monachium, obiecałam przyjść na lotnisko. Wiedziałam, że z wielkim bólem serca będę na to patrzeć ale niestety nie mogę nic więcej zrobić. Z samego rana usłyszałam pukanie do drzwi.
-Ja otworzę!- krzyknęłam do Lils.
-Mario?- zdziwiłam się co tu robi. Czy właśnie teraz nie powinien się pakować?
-Jest Lils?- zapytał.
-Wejdź, ja pójdę do sklepu- stwierdziłam wychodząc z domu.
-Kto t..?- ucięła dziewczyna widząc gościa.
-To ja- szepnął Goetze.
-Czego tu chcesz?
Brunet szybko i niebezpiecznie szybko zbliżył się do dziewczyny całując ją namiętnie. Po krótkiej chwili Lil opamiętała się i odepchnęła Mario.
-Czego chcę? Tylko jednego. Tylko Ciebie chcę.
Brunetka mrugając szybko, żeby znów się nie rozpłakać odeszła na bezpieczną odległość.
-Powinieneś już iść.
-Lils...Proszę Cię, wysłuchaj mnie ostatni raz.
-Słucham
-Przepraszam, tak bardzo przepraszam. Nie powinienem ukrywać tego faktu przed Tobą. Nie wierzę, że to koniec, nie chcę wierzyć. Wiem, że ze mną nie pojedziesz i przez to jest mi bardzo trudno.
-Mario, ja tak nie potrafię. Ty będziesz tam a ja tu. To nie ma sensu, wybacz mi.
Znów pocałował Ją tak jak nigdy wcześniej. Tak jakby nigdy się już mieli nie zobaczyć co było bardzo możliwe.
-Pamiętaj, że Cię bardzo kocham- szepnął Goetze całując dziewczynę w czoło.
-Mario...zaczekaj.
Odwrócił się czekając na jakikolwiek ruch z Jej strony. Pragnąc aby rzuciła Mu się na szyję i zapewniła, że wszystko będzie dobrze.
-Weź to- zdjęła z szyi wisiorek, który dostała od swojej Babci. Był bardzo sentymentalną pamiątką.
-Lil, nie mogę.
-Mario, proszę. Przyniesie Ci szczęście, zobaczysz.
-Ale moje szczęście właśnie mnie opuszcza zostając tutaj.
-Nie utrudniaj, proszę.



***


Wszyscy już czekali na odprawę Goetze'go żegnając się z przyjacielem.
-Pisz, dzwoń nawet codziennie- szepnęłam do Mario.
-Shell, mam prośbę. Miej na Nią oko, proszę.
-Oczywiście, to moja przyjaciółka.
Wpatrując się w oddalającego Mario uroniłam znów potok łez. Poczułam przy sobie ten niesamowity zapach, Marco. Tak, to był Reus. Nie mówiąc nic patrzył na sylwetkę Mario.
-Chyba musimy w końcu porozmawiać- oznajmił po chwili.
-Masz rację, chodźmy tam do kawiarni- wskazałam palcem.
Nie chciałam, żeby ktokolwiek a już na pewno paparazzi podsłuchało naszą rozmowę. Siedząc wewnątrz lokalu siedzieliśmy w kompletnej ciszy sącząc napój. To milczenie było straszne.
-Powiedz coś- rzekłam do Marco bawiąc się łyżeczką.
-To Ty mi coś powiedz. Chciałaś odpocząć. Nie odezwałaś się do tej pory... Więc miałem rację, tak? Przemyślałaś sprawę i uznałaś, że tak na prawdę mnie nie kochasz?- mówiąc to przeszywał mnie wzrokiem od środka.

-Marco, dlaczego mnie tak ranisz? Jak możesz tak mówić? Ja Cię nie kocham? Po tym wszystkim co przeszliśmy? Naprawdę tak sądzisz? Pójdę już- wstając od stolika zaczęłam zmierzać w kierunku wyjścia. Przy drzwiach poczułam jak ktoś ścisnął mi dłoń opierając czołem o moją skroń.
-Potrzebuję Cię Shell. Nie odchodź, zwłaszcza teraz gdy Goetze wyjechał, jestem sam.
-Przepraszam, przez to wszystko zapomniałam, że tęsknisz za Nim. Powinnam Ci częściej mówić, że Cię kocham ale nie umiem rozmawiać o uczuciach.
-Shell wróć ze mną do domu, proszę.
-Nie powinnam dziś zostawiać Lils, przepraszam.
Blondyn uwolnił mnie z uścisku ruszając w kierunku samochodu.
-Marco? Jesteś zły?
-Nie, oczywiście że nie. Była z Nim blisko, zawiozę Cię do Niej.
-Poczekaj- przytulając się do blondyna chłonęłam Jego zapach, nie chciałam Go wypuszczać z objęć. Już nigdy.
-Tak bardzo za Tobą tęskniłam, już myślałam że zwariuję. Codziennie zastanawiałam się czy jeszcze chcesz ze mną być.
Marco uniósł mój podbródek, by spojrzeć w moje oczy przesiąknięte tęsknotą.
-Oczywiście, że chcę i nigdy nie mam zamiaru zmieniać zdania w tej kwestii.
-Kocham Cię- oznajmiłam
-Widzisz, jak chcesz to potrafisz. Popracujemy nad tym- uśmiechnął się cwaniacko.
Udałam obrażoną minę kierując się do samochodu.
-Michelle? Co się stało?
-Myślałam, że też mnie kochasz tak bardzo.
-No już się nie gniewaj, kocham Cię- opierając mnie o auto pocałował namiętnie moje usta. Tak bardzo brakowało mi Go.
-Marco- mruknęłam- Ludzie się patrzą.
-Mhmm- mruknął tylko blondyn.
-Reus! opanuj się! Jesteśmy w miejscu publicznym.
-To chodźmy do domu na chwilę.
-Masz mnie zawieźć do Lillian zboczeńcu.
-Oj, no dosłownie 5 sekund.
-Marco Reusie oświadczam Ci, że przeginasz i zaraz pójdę pieszo.
-Uwielbiam jak się złościsz- stwierdził Marco otwierając drzwi od strony pasażera.
*****************

No dobra macie mnie!
Nie lubię jak Shelly i Marco długo się gniewają na siebie!
<3

piątek, 29 sierpnia 2014

Rozdział 41- Już po wszystkim.

Na imprezę pożegnalną Mario byłam już gotowa przed czasem, Lillian nie chciała iść ze mną. Twierdziła, że to za wcześnie, nie potrafiłaby tak po prostu powiedzieć Goetze'wi: "Żegnaj".
-Lils, jesteś pewna?- zapytałam tego wieczora.
Patrząc nadal w okno dziewczyna namiętnie o czymś rozmyślała, spoglądała daleko w dal jakby zauważyła coś interesującego. Krajobraz nadal był taki sam, niezmienny. Ciemny, cichy wieczór na przedmieściach Dortmundu. Otrząsając się z popłochu Lillian rzekła:
-Niczego nie jestem pewna, wiesz Shell? Życie jest strasznie ciężkie ale jednego mnie nauczyło. Nie można być pewnym niczego, nie dobrze przywiązywać się do osób, miejsc... To wszystko mija.

Strasznie żal mi było dziewczyny, Ona naprawdę cierpiała. Rzadko kiedy obdarzała jakiegoś mężczyznę zainteresowaniem lecz gdy tak się stało wkładała w uczucie całą siebie. Nie miałam ochoty zostawiać Jej w takim stanie, przytulając Ją od tyłu ułożyłam brodę na Jej ramieniu.
-A ja jestem pewna jednego. Nasza przyjaźń nigdy nie minie, choćbyśmy się pokłóciły to i tak będę Cię kochać.
Dziewczyna drgnęła lekko po czym kazała mi już iść. Wiedziałam, że będzie płakać całą noc, doskonale to rozumiałam. Była tak bardzo podobna do mnie, ta cholerna wrażliwość.
-Na pewno nie chcesz tam iść- zapytałam po raz ostatni. -Jakoś wizja, że będę tam sama nie do końca do mnie przemawia. W dodatku będzie tam Reus.
-Przepraszam nie dam rady.
-Dobrze, pobędę tam chwilę i wracam do Ciebie.


***

Weszłam nieśmiało do domu bruneta, zdałam sobie sprawę, że ostatni raz przekraczam ten próg. Zamykając za sobą drzwi rozejrzałam się dookoła, impreza trwała ale nie nazwałabym tego melanżem. To bardziej przypominało stypę, widząc grobowe miny przyjaciół Goetze postanowił uratować sytuację. Stawając na środku pokoju wygłosił mowę:
-Chodźcie tu wszyscy bliżej. Zdaje sobie sprawę, że nikt nie lubi pożegnań, ja też nie przepadam za nimi. Wszyscy tutaj zgromadzeni jesteście dla mnie ważni, byliście ze mną przez cały ten czas. W każdej dobrej i złej chwili, Borussia to był mój drugi dom. Był, jest i będzie. Dziękuję za to trenerze, dziękuję za to, że jestem tym kim jestem. Dziękuję również Wam, tak cholernie będzie mi Was brakowało. Ale mam nadzieję, że w takim gronie zobaczymy się nieraz. Cóż, życie idzie do przodu. Myślę, że wrócę tu, jestem tego pewny. Ale jeszcze nie teraz, bawcie się dobrze. To ma być impreza a nie pogrzeb.
Wszyscy łącznie z Mario mieli łzy w oczach. Co niektóre osoby, w tym ja płakały. Nawet mężczyźni nie udawali twardzieli w takim momencie, nie było po co. Każdy będzie tęsknił za Goetze. W tym momencie pośród tłumu ujrzałam Reusa, był smutny ale i tak prezentował się zjawiskowo. Zresztą jak zawsze, ten człowiek będzie dla mnie idealny i to przez Niego zawsze szybciej biło mi serce. W tym momencie był taki nierealny, tak daleki. Ja byłam bezradna, czułam jak coś się kończy. Nie mogłam powiedzieć stop i wysiąść. Po prostu nie mogłam.
-Shell?- zaczepił mnie Mario. -Porozmawiamy?
Zgadzając się na propozycję młodego Niemca poszliśmy do ogrodu by spokojnie móc pokonwersować.
-Więc naprawdę wyjeżdżasz- stwierdziłam siadając na trawie naprzeciwko Mario.
-Tak, w czwartek.
-Coś Cię gnębi, prawda?

Odpowiedziała mi okropna cisza, brunet natomiast odwrócił głowę w bok.
-Nie chciała tu przyjść- oznajmiłam przeczuwając o co chodzi.
Spojrzał wymownie na mnie by ukryć twarz w swoje dłonie.
-Nie chce mnie znać- odparł.
-Zrozum Ją.
-I to jest najgorsze Shell, ja Ją rozumiem. Mario Goetze okazał się dupkiem. Pominął jeden ważny fakt o którym powinien powiedzieć. Ale było tak idealnie, ona była taka niewinna, delikatna, nie przejmowała się opinią ludzi. Była taka inna niż Ann, była po prostu moim aniołem. Co ja sobie myślałem Shelly? Powiem Jej, że wyjeżdżam a Ona rzuci mi się w ramiona i pojedzie ze mną?
- spojrzał na mnie oczekując odpowiedzi lecz nie miałam pojęcia co Mu oznajmić. Dlaczego uczucia są tak skomplikowane? Dlaczego ludzie nawzajem nie potrafią siebie rozumieć?

-Czemu płaczesz?- zapytał Mario.
-Bo moja dwójka najbliższych przyjaciół oddala się od siebie.
Goetze nic nie powiedział tylko wbił wzrok w ziemię.
-Chyba powinieneś iść spowrotem do gości
-Wcale nie mam ochoty tam wracać.

O jakże dobrze rozumiałam mego towarzysza. Z myślą, że mogę tam spotkać Reusa odechciewało mi się wszystkiego.
-I z kim ja się będę teraz kłócić, co? Kogo mam wyzywać od grubasów?- spytałam bruneta lecz tak jakby zadawałam te pytania samej sobie.
-Dobra, chodźmy do środka- odpowiedział Mario
-Pozwól, że wezmę kurtkę i pójdę do Lils.
Pokiwał twierdząco głową na znak swojej aprobaty.
-Obiecaj mi jeszcze coś. Przed wyjazdem porozmawiasz z Lillian. Ona może mówić, że lepiej jak to będzie koniec, że Cię nie kocha ale oszukuje samą siebie. Obiecasz mi to?
-Obiecuję.
***


Wzięłam niepostrzeżenie kurtkę i wyszłam z pomieszczenia, przeciskając się przez tłum ludzi szłam przed siebie. Nie chciałam, żeby ktokolwiek mnie zatrzymał. Zwłaszcza On. Lecz może wcale nie chciał. Może zrozumiał, że to nie ma najmniejszego sensu, Michelle Bieller to przeszłość. Przyszlość będzie inna, z tą myślą opuściłam lokal. Moja taksówka stała już na podjeździe, weszłam do Niej każąc się zawieźć do Lils. Było blisko więc długo nie jeździłam, podziękowałam kierowcy po czym ruszyłam w kierunku domu. Drzwi były zamknięte, wyjęłam klucz z torebki by odkluczyć zamek. W salonie cicho grał telewizor, zwinięta w kłębek Lillian leżała na kanapie cicho pochrapując. Wyłączyłam telewizor siadając obok mojej przyjaciółki.
-Już po wszystkim- stwierdziłam analizując naszą obecna sytuację.
***
Jak podoba Wam się kolejny rozdział?
Mam nadzieję, że nie jest taki znowu zły:)
Buziaki:**

niedziela, 24 sierpnia 2014

Rozdział 40- Nie zniosę tego widoku

Budząc się zauważyłam, że Lillian nie ma w domu. Ja zresztą też musiałam zaraz się zbierać, w salonie tuż przed ukazaniem się najnowszej kolekcji była masa pracy. Matt-pracoholik z zamiłowania stacjonował tam już od świtu. Odebrawszy wcześniej dostawę guzików, zamków i cekinów weszłam do salonu. Wszyscy pracowali na największych obrotach więc zarządziłam przerwę, musiałam o nich dbać co bym przecież bez nich uczyniła. Podczas gdy spożywaliśmy kawę do pracowni wparował jakiś mężczyzna jak się okazało zahaczył marynarką o stół i cały rękaw był do zszycia. Sprawny Matt szybko ugasił pożar i było po kłopocie. Poszłam na zaplecze po cekiny by zabrać się za wykonywanie sukien wieczorowych, w tym samym momencie przyszedł do mnie Matty:
-Ktoś do Ciebie Shell.
Zeszłam na dół by zobaczyć kto się zjawił.
-Zostawiłaś telefon- rzekł blondyn podając mi moją rzecz, poczułam się znów strasznie. Tak jakbym chciała Mu znów powiedzieć jak bardzo mi zależy ale z drugiej strony te słowa wypowiedziane przez blondyna brzmiały tak jakby chciał się szybko pozbyć moich rzeczy a co gorsza mnie. Odebrałam mój telefon wbijając wzrok w podłogę, gdybym mogła zrobiłabym w niej dziurę.
-To ja już pójdę- odrzekł Marco
-Poczekaj- wyrwało się z moich ust niczym torpeda. Sama nie wiem po co to powiedziałam, teraz nagle zabrakło mi języka w buzi.
-Dziękuję- rzekłam unosząc w górę telefon.
-Nie ma sprawy- odpowiedział blondyn i wyszedł.
Wpatrywałam się w drzwi przez które wyszedł Reus jak w święte miejsce, podsłuchujący Matt ukazał się przede mną.
-Shelly, co jest?
-A co ma być? Wracamy do pracy.
-Co jest między Wami?
-Marco przyniósł mi telefon, co w tym dziwnego?
-Dlaczego to było takie...bezuczuciowe.
Opierając się o parapet przodem do okna rozważałam wypowiedź Matty'ego. Bezuczuciowe, właśnie takie. Czy naprawdę to już koniec?
-Bezuczuciowe- powtórzyłam -Takie właśnie chyba jest.
-Michelle co Ty wygadujesz?
-Matty coś jest nie tak. Ze mną coś nie gra.
-Co to znaczy? Zrobiłaś coś?
-Nie. Między nami coś się wypaliło, to przeze mnie.
-Jakie wypaliło? Shell!
-Nie wiem, może nie powinniśmy być razem.
-Bredzisz dziewczyno. Żałujesz, że do Niego wróciłaś?
-Nie, ale chyba się nie wchodzi drugi raz do tej samej rzeki.
-Powiesz mi w końcu o co konkretnie chodzi?- niecierpliwił się Matt
-Odkąd tu przyjechałam to same nieszczęścia mnie spotykają. Dziecko, matka, to włamanie.
-Przecież to nie była Twoja wina.
-Przez to wszystko zamknęłam się w sobie. Wiesz ktoś kiedyś powiedział, że związek trzeba wciąż pielęgnować a ja co? Matt wiem, że tutaj jest moje miejsce na ziemi ale ja nie wiem czego tak naprawdę chcę, dokąd zmierzam. Nawet w tak dobrym momencie nie potrafiłam Mu nic powiedzieć.
-Shelly, chodź kończymy pracę i idziemy do domu.
-Matty, ja nie mam domu. Nawet to jest jak jakieś cholerne fatum. W swoim domu nie mogłam wytrzymać więc przeprowadziłam się do Reusa a teraz co? Bytuję u Lils.
-I co z tego? Jeśli będzie trzeba to ja Cię przygarnę.
-Kochany jesteś, wracamy do pracy.


***


Po skończonym dniu miałam wszystkiego dosyć aż po dziurki w nosie. Chciałam tylko iść spać i nic więcej nie robić, lecz niestety Matt miał inne plany.
-Matty proszę Cię, ja nie chcę.
-Nie marudź. Nie będziesz mi się tu użalać, prawda Lils?- zapytał dziewczynę, która entuzjastycznie pokiwała głową i stwierdziła:
-Tak, zrobiłam sałatkę, mam czekoladę, wino. No chyba nie chcesz, żeby się zmarnowało?
-Więc to wszystko razem uknuliście?- zapytałam.
-Ty Nas nigdy nie zostawiłaś w potrzebie- odpowiedział Matt.
Oglądaliśmy Pretty Woman smakując zdolności kulinarnych Lillian, podczas seansu otrzymałam sms-a. Miałam nadzieję, że to Reus ale się pomyliłam, to było od Mario.
Hej S.
Jutro o 20.00 organizuję imprezę pożegnalną. Błagam przyjdź.
Mario
A więc to naprawdę się dzieje, Goetze opuszcza Dortmund. Przykro mi niezmiernie z tego powodu. Ten mały, wesoły pączuś już nie zagra w naszych barwach. Nie będę się miała z kim kłócić i ten sms: "Błagam przyjdź". Tak jakby wcale nie chciał stąd wyjeżdżać, biedny Mario. Kątem oka spojrzałam na Lils, która w kuchni otwierała butelkę wina.
-Może pomóc?- zapytałam.
-Tak, jasne- odrzekła podając mi korkociąg.
-Lils zadręczam Cię swoimi problemami a nawet nie spytałam co u Ciebie.
-Wszystko w porządku- odparła.
-On wyjeżdża prawda?- zapytałam spoglądając na dziewczynę.
Spojrzała na mnie tymi dużymi oczami i odparła:
-Tak, wyjeżdża. Jestem na Niego taka wściekła, wiedział o tym od dawna. Wiesz, jak miałam 15 lat marzyłam o księciu na białym koniu. Lecz każdy chłopak po 2, 3 dniach okazywał się zwykłym dupkiem myślącym tylko o jednym. Nienawidziłam Mario, wydawał mi się taki zbyt luzacki, wieczny chłopiec. Ale przekonał mnie do siebie, zakochałam się jak nastolatka i on z dnia na dzień mi powiedział, że wyjeżdża. Nie wyobrażałam sobie tego, On tam ja tu? Powiedziałam Mu, że to koniec i wyszłam, był zawiedziony. Ale dlaczego mi wcześniej nie powiedział? Nie kontaktowałam się z Nim od tamtej pory.
-Wiesz, że jutro jest impreza pożegnalna?- zagaiłam ocierając łzy. Nie mogłam patrzeć na przesiąkniętą bólem Lils.
-Wiem, ale nie idę. Nie zniosę tego widoku.
-Rozumiem- przytuliłam przyjaciółkę i pocałowałam w czoło.
*************************



wtorek, 12 sierpnia 2014

Rozdział 39- Błagam,tylko nie mów, że wszystko będzie dobrze.

Nawet nie wiem ile siedzę już na tym łóżku, Marco drgnął pomrukując cicho.
-Czemu nie śpisz?- zapytał.
Odwróciłam się w Jego stronę, chciałam Mu tyle powiedzieć ale nie mogłam. Miałam w sobie tę cholerną blokadę, która nie pozwalała mi na to. W pomieszczeniu było całkowicie ciemno, w końcu była 2.00 w nocy. Widziałam jedynie cień rzęs, który opadał na policzki blondyna. Zaczęłam bawić się palcami u rąk, na których paznokcie były koloru czerwonego zupełnie jak teraz moja twarz.
-Marco...ja, to nie jest tak, że Cię nie kocham- zaczęłam półsłówkami na co Reus wcale nie odpowiadał. Po prostu leżał nieruchomo wpatrując się w moją osobę.
-Nie wiem co mam Ci powiedzieć. Chcę ale nie potrafię, to wszystko dzieje się za szybko- nie rozpłakałam się lecz niewiele brakowało. Blondyn nadal milczał, chciałam mojego starego Marco. Tego, którego by mnie przytulił i powiedział, że jest przy mnie. Nowy Marco ani nie drgnął, był jak skała kontynuowałam wiec:
-Odkąd tu przyjechałam z Mediolanu to wszystko idzie nie tak. Pieprzy się co tylko możliwe, ale nie wyjechałam stąd bo wiem doskonale, że to moje miejsce na Ziemi. Od zawsze to wiedziałam, Ty tu jesteś więc nigdzie się nie wybieram. Lecz teraz milczysz co jest okropne, wolałabym żebyś zaczął krzyczeć i wyszedł trzaskając drzwiami.
-Michelle...Przykro mi, naprawdę mi przykro z powodu tego co się stało ale nie pozwalasz sobie pomóc. Nie dopuszczasz mnie do siebie i przez to nie mam pojęcia czy jestem Ci do czegoś potrzebny. Nie chcę tak.

Analizowałam każde słowo Reusa. Naprawdę taka jestem? Musze przemyśleć, muszę odpocząć.
-Jesteś, jesteś mi potrzebny- odparłam krótko- Ale nie będziemy teraz tego roztrząsać. Chyba mieszkanie razem nie było dobrym pomysłem- stwierdziłam łapiąc walizkę na kółkach.


***

Nim się spostrzegłam już maszerowałam ulicami Dortmundu w kierunku domu Lils. Było strasznie cicho i ciemno, bałam się bardzo. Chciałam wyjąć telefon i słuchawki z torby, aby czymś zagłuszyć mój strach. Wtedy zorientowałam się, że mój telefon został u Reusa.
Dochodząc do celu mojej wizyty zadzwoniłam kilka razy dzwonkiem. Wiedziałam, że głośne pukanie nie zbudzi Lillian. Po chwili ujrzałam zaspaną dziewczynę w drzwiach.
-Shell? A co Ty tu robisz o tej porze?
-Mogę wejść?

Lils wpuściła mnie do środka otwierając na oścież wrota.
-Przepraszam, że o tej porze ale musiałam gdzieś się podziać.
-Siadaj w salonie, zrobię Nam herbaty.

Po kilku minutach dziewczyna wróciła z dwoma parującymi kubkami. Ja natomiast zajmowałam sofę trzymając twarz w dłoniach.
-Shelly co się stało? Pokłóciłaś się z Marco?
-Nie-
odparłam krótko
-Więc o co chodzi?
-Czy ja naprawdę jestem taka beznadziejna? Czy jestem aż taką egoistką?
-Michelle o czym Ty mówisz?
-Mama zostawiła mi list przed śmiercią.
-To miłe z Jej strony.
-Tak, bo taka właśnie była: miła, silna, nie dawał nic po sobie poznać. Gdyby nie powiedziała, że jest chora nic bym nie wiedziała. Nie oznajmiła mi nawet, że czuje się gorzej a ja byłam tak zajęta salonem, że nawet nie zadzwoniłam zapytać jak się czuje-
rozpłakałam się na dobre - Napisała mi w liście, że jest ze mnie dumna. Jest przy mnie, wie że sobie poradzę Ale ja tego nie jestem pewna Lils. Boję się tak bardzo.
-Michelle pij tą herbatę, trzęsiesz się cała.

Upiłam łyk by dalej kontynuować.
-Po rozstaniu z Reusem powiedziałam sobie, że zostanę kobietą sukcesu.
-Przecież jesteś. Masz swój własny salon-
przypomniała mi Lillian.
-W Mediolanie nie miałam czasu na jakiekolwiek romanse, przyjaciół. Odkąd tu przyjechałam to wszystko idzie nie po mojej myśli...
-Shell co się stało? Powiesz mi dlaczego przyszłaś tu o tak późnej porze?
-Czasami zastanawiam się co Wy tu jeszcze robicie: Ty, Matt, Reus...Wszyscy przecież ode mnie odchodzą.
-Shell! Co Ty wygadujesz. Sophie nie odeszła, ona umarła. Każdego to czeka.
-Marco też się wkurzył, że tak do Niego powiedziałam. To nie był pierwszy raz. Myśli, że Go nie kocham. Uważa, że jestem z Nim z przyzwyczajenia. Po prostu poszedł sobie spać a ja tak bardzo chciałam Mu powiedzieć, że mi zależy. Kocham Go, jak zobaczyłam Go po powrocie tutaj to myślałam, że serce mi z piersi wyskoczy. Ale nie umiem o tym rozmawiać. Zamknęłam się w sobie.
-Nie płacz, proszę
- Lillian głaskając moje włosy przytuliła mnie.
-Błagam Cię tylko nie mów, że wszystko będzie dobrze.
***************************
Przepraszam za taką długą przerwę w rozdziałach ale miałam chwile zwątpienia i nawet o zawieszeniu pomyślałam.
Ale dodaję:)
Buziaki:*

niedziela, 27 lipca 2014

Rozdział 38- Proszę Cię o jedno: nie płacz.

Gdy weszłam na salę zabiegową o mało co nie zemdlałam, Sophie leżała nieruchomo a lekarze odłączali Jej wszelkie kabelki z ciała.
-Boże, co Wy robicie?- krzyczałam rozzłoszczona
-Michelle, uspokój się- odciągnął mnie medyk.
-Co z nią?- płakałam już mówiąc przez łzy.
-Przykro mi. Możesz iść się pożegnać.
Patrząc jak zaczarowana w szybę zbliżałam się coraz bliżej mojej biologicznej matki. Usiadłam na krześle łapiąc Jej lodowatą dłoń, tak jakbym czekała, aż się wybudzi. Na mojej twarzy zdało się nie występować żadna jakakolwiek emocja. Po prostu siedziałam tam wpatrzona w nieruchomą Sophie po czym cjciałam przemówić ale potok łez uniemożliwił mi to. Opierając czoło o dłoń kobiety płakałam jak bóbr, niczym wodospad zalałam pościel łzami. Ona nawet nie drgnęła, po chwili wyszłam z sali nadal nie mogąc pogodzić się z tym, że już Jej nie ma. Pojawiła się w moim życiu, jedna głupia chwila i już umarła. Usiadłam w korytarzu patrząc tępo w sufit, lekarz przyniósł mi plastikowe naczynie wypełnione wodą i kopertę. Kładąc rękę na ramieniu odszedł w nieznanym mi kierunku, odstawiłam kubek z wodą otwierajac kopertę.

Droga Shelly
Jeśli czytasz ten list to pewnie już mnie nie ma. Bylaś, jesteś i będziesz czymś co mnie najlepszego w życiu spotkało. Zawsze będziesz moją małą Shelly. Tak się cieszę, że pozwoliłaś mi pobyć trochę w swoim życiu, to moje najpiękniejsze chwile. Możesz być z siebie dumna, wyrosłaś na mądrą, pełnowartościową dziewczynę. Jak spotkam tu Twoich rodziców to na pewno im za to podziękuję. Proszę Cię tylko o jedno nie płacz, nie rozpaczaj bo ja jestem cały czas przy Tobie. Gdziekolwiek jesteś, cokolwiek robisz. Nie pozwolę, by mojej Michelle coś złego się przydarzyło. Chciałabym Ci jeszcze tyle opowiedzieć, lecz już nie mogę. Nie mam na to sił, nie mam tyle czasu. Właściwie to gdyby nie ta aparatura, która za mnie oddycha już by mnie tu nie było. Pamiętaj bądź wyrozumiała dla ludzi i pomagaj innym w potrzebie. Masz dobre serce więc nie muszę się o Ciebie martwić. Nienawidzę pożegnań więc po prostu odejdę.
Kocham Cię,
Sophie

Co czułam? Wszystkie uczucia skumulowane we mnie naraz. Z każdym dalej czytanym sowem płakałam coraz bardziej.
-Dlaczego mi to zrobiłaś? Dlaczego odeszłaś?- pytałam sama siebie.

"Proszę Cię o jedno nie płacz"- czytając po raz kolejny to zdanie rozmazałam makijaż doszczędnie. Schowałam do torby list kierując się do łazienki, by zmyć make-up. Nie dbałam już o nic, spojrzałam na swe beznadziejne odbicie w lustrze po czym zmierzałam w stronę domu. Idąc przypomniały mi się chwile z Sophie przeplatane slowami z listu.
"Jestem przy Tobie"
Mijałam beznamiętnie ludzi trącając ich niechcący, jedni szli dalej, drudzy z niezadowoleniem kręcili głowami a Ci ostatni krzyczeli za mną. Nie obchodziło mnie to, mogli mnie nawet pobić. Miałam to gdzieś. Docierając pod dom spostrzegłam, że stoi pusty. Może to i dobrze. Nie będę musiała przed nikim nic udawać, rozsiadłam się na sofie i po raz kolejny tego dnia zaczęłam płakać. Gdy się nieco uspokoiłam postanowiłam wziąć prysznic po czym przeniosłam się do kuchni by cos ugotować. Przez to wszystko strasznie mnie bolała głowa a na pusty zołądek żadna tabletka nie pomoże. Po chwili do kuchni wpadł Marco, jak to po treningu głodny i usmiechnięty.
-Nie mam dziś na nic siły. Klopp oszalał- zakomunikował Reus.
Zaczął opowiadać co się działo na treingu. Normalnie to z miłą chęcią słuchałabym co wyczyniali na boisku ale nie dziś.
-Przepraszam Cię, muszę wyjść- stwierdziłam ubierajac buty.
Szłam ulicami Dortmundu dumając nad swoim życiem, każdy mnie zostawia. Moi rodzice, Sophie, dziecko też straciłam. Tylko czekam aż Reus, Lils, Matt stwierdzą, że jestem do niczego. Nie będę się gniewać tym razem, widocznie taka moja dola. Rozmyślając tak intensywnie sposptzrgłam, że nieco oddaliłam się od domu. Postanowiłam wiec wrócić zdając sobie sprawę, że muszę wziąć się w garść i stawić czoło rzeczywistości. Wchodząc do środka zastałam Marco wyciągającego naczynia ze zmywarki
-Wypadło Ci coś z torby- stwierdził podając mi ową kopertę.
Usiadłam przy stole wpatrując się w nią jak w drogocenny klejnot. Blondyn uklęknął koło mnie i stwierdził:
-Nie powinienem tego czytać, przepraszam.
-Co Ty tu jeszcze robisz?
- zapytałam patrząc nieruchomo w jeden punkt.
Zdziwiony nie wiedział o co chodzo. Spojrzałam w Jego oczy kontynując swą wypowiedź.
-Ludzie odchodzą, prędzej czy później. Lepiej zrób to teraz, nie chcę potem znów przez to przechodzić.
Blondyn wstał gwałtownie z miejsca kierując się do salonu.
-Naprawdę tego chcesz? Non stop mi to powtarzasz Shell. Rozumiem, że jest Ci ciężko ale ja też straciłem dziecko. Kocham Cię lecz Ty mnie już chyba nie. Boisz się samotności, jesteś tu z przyzwyczajenia. Nie rób tego!- oznajmując poszedł na górę do sypialni.
"Masz dobre serce. Wyrosłaś na mądrą dziewczynę". W głowie wciąż miałam słowa Sophie. Czyżby się przeliczyła? Sama nie wiedziałam co ja w tym życiu robię. Dlaczego mi tak ciężko? Do czego zmierzam? Zadawajac mnóstwo pytań podeszłam do okna obserwując parę, która rozmawia o czymś przy świetle księżyca. Wyglądają na szczęśliwych. Tak beztrosko jak każda para powinna wyglądać. Ona uśmiecha się nieśmiało lecz promiennie, On natomiast oczarowany dziewczyną wpatruje się jak w obrazek. Odrywajac wzrok od okna swe kroki skierowałam w stronę sypialni. Do naszej wspólnej sypialni. Stojąc u progu drzwi widzę śpiącego już Reusa- musiałam dość długo stać przy tym oknie. Nie udaje. Nawet nie drgnął jak znalazłam się obok. Siadając tyłem do blondyna nadal rozmyślam. To moje główne zajęcie dzisiejszego dnia.
************************
No i skończyły sie malinowe rozdziały!
Trochę grozy musze tu wprowadzić zeby za słodko nie było.
Jak myślicie? Co dalej ze związkeim Marco i Shelly?

Buziaki:**