Mijały tygodnie a ja przyzwyczajałam się do myśli, że nie odzyskam już swoich projektów. Jednakowoż wtedy dostałam telefon od Matta abym szybko dotarła do salonu. Gdy znalazłam się na miejscu zauważyłam na parkingu wóz policyjny, weszłam niepewnie do środka nie mając pojęcia co tam zastanę. W środku ujrzałam mężczyznę, który bezczelnie się uśmiechał jakby nie zdawał sobie sprawy co się dzieje wokół.
-Co tu się wyprawia? I co ten człowiek robi w naszym salonie?- zapytałam.
-To wszystko jego sprawka Michelle.
-Słucham?- wytrzeszczyłam oczy nie dowierzając w to co właśnie usłyszałam.
-Tak, dobrze słyszysz słoneczko. Ja ukradłem zegarek Twojego kochasia i Twój laptop niszcząc Go doszczędnie Chciałem się odegrać. Nie chciałaś ze mną sypiać to teraz masz- Thomas, ten sam sponsor, który niedawno z nami pracował uśmiechnął się szyderczo.
-Żebyś zgnił w więzieniu!- wykrzyczałam Mu prosto w twarz.
-Zabierzcie Go- rozkazał Matt po czym funkcjonariusze wyprowadzili mężczyznę w kajdankach.
-Shell, w porządku?
-Tak, po prostu jestem wściekła, że musimy wszystko zaczynać od nowa. Dobrze, że głupsza myśl nie wpadła Mu do głowy.
-Masz rację a jakby spalił nasz salon?
-Matt wypluj to.
-Przepraszam, po prostu głośno myślę. Nie przejmuj się. Siedziałem długo nad projektami i coś mamy.
-Jesteś najlepszy. Co ja bym bez Ciebie zrobiła.
***
Dzięki Matt'owi byliśmy o dwa kroki do przodu, mieliśmy połowę roboty za sobą. Jestem dobrej myśli, gdyż wypuścimy naszą wiosenną kolekcję w czasie. Może to głupie ale cieszę się z tego włamania. Mimo utraconych rzeczy zdałam sobie sprawę, że otaczam się prawdziwymi przyjaciółmi, którzy są ze mną nie tylko w dobrych chwilach. Czytałam najnowsze wydanie Beauty- dwutygodnika poświęconemu modzie gdy do domu po treningu wszedł Marco. Zamyślona nie zauważyłam nawet Jego obecności
-Nad czym tak myślisz Michelle? Nie martw się na pewno odzyskasz swoje projekty.
-Właśnie, że nie- stwierdziłam
-Wiesz coś więcej?
-Tak Reus, wiem kto się włamał. To Thomas. Ten sam, który oferował mi wygranie konkursu za seks. Zrobił to z zemsty, zniszczył moje projekty i wziął Twój zegarek. Przepraszam.
-Za co?
-Pozbyłeś się zegarka z mojej winy. Gdybym nie miała z nim do czynienia to...
-Przestań, to tylko głupi zegarek.
***
Spokojny wieczór przerwał mi dźwięk telefonu wydobywający się ze stolika.
-Tak słucham?
-Pani Michelle Bieller?- zapytał nieznajomy głos. -Dzwonię ze Szpitala w Dortmundzie, pańska mama jest u Nas.
Mama? W pierwszej chwili nie docierało do mnie to co właśnie usłyszałam. Mimo wszystko postanowiłam wyruszyć do szpitala. Reus wyszedł gdzieś do Matsa więc zmuszona byłam pojechać sama. Nie zważając na znaki i światła pędziłam przed siebie, zdałam sobie właśnie sprawę, że przyzwyczaiłam się do Sophie. Zależało mi na Niej, jak torpeda wpadłam do szpitala pytając się gdzie mogę znaleźć kobietę. Gdy zaprowadzili mnie na miejsce to myślałam, że serce wyskoczy mi z klatki piersiowej. Leżała taka bezbronna, podłączona do miliona kabelków, podeszłam po cichu by nie zbudzić kobiety i zsunęłam rolety w dół. Słońce świeciło wprost na Sophie drażniąc Jej oczy. Odwracając się zauważyłam, że kobieta już nie śpi.
-Przepraszam, chciałam być ciszej. Obudziłam Cię.
-Nie spałam- wyszeptała prawie niesłyszalnie
-Co się stało?
-W pewnym momencie gorzej się poczułam ale to normalne w mojej chorobie. Nie ma czym się przejmować
-Strasznie blado wyglądasz. Może kupić Ci coś? Potrzebujesz czegoś konkretnego?
-Nie Shelly, nie musisz nic kupować, nie potrzebnie tu przyjechałaś.
-Sophie nie dyskutuj. Ja pójdę po jakieś owoce a Ty tu masz odpoczywać jasne?
-Nigdzie się stąd nie ruszam- odrzekła moja rodzicielka.
Wychodząc z oddali ujrzałam lekarza wiec postanowiłam Go wypytać o zdrowie mamy.
-Panie doktorze jestem Michelle Bieller. Co z Sophią?
-Jest bardzo słaba, choroba się poszerza. Są przerzuty.
-Nie można nic więcej zrobić?
-Przykro mi. Można tylko czekać, mam dla Pani pewną radę. Nie można się poddawać, trzeba pokazać choremu, że jakoś się trzymamy i damy radę.
-Tak oczywiście, dziękuję.
***
Do domu dotarłam bardzo późno, czekałam aż Sophie uśnie i dopiero wtedy zmierzyłam w kierunku domu. Odkluczyłam drzwi i weszłam do salonu, Marco spał sobie w fotelu oglądając jakiś film. Podeszłam do Niego od tyłu i zarzucając ręce na klatkę piersiową pocałowałam w sam czubek głowy.
-Michelle? Gdzie byłaś? Martwiłem się.
-Przepraszam, byłam w szpitalu- stwierdziłam opadając na sofę.
-Stało się coś?
-Sophie tam wylądowała, widok był tragiczny.
-Na pewno jesteś głodna, chodź do kuchni, zrobię Ci coś.
-Nie Marco. Jestem zmęczona i idę spać.
-Chcesz znów wylądować w szpitalu? Zjesz i nie będę z Tobą dyskutować.
***
Wczesnym porankiem obudziłam się i postanowiłam jechać do szpitala, blondyn spał jeszcze obok. Tak słodko wyglądał tuląc poduszkę, więc nie miałam serca Go budzić. Na kartce napisałam gdzie się wybieram i co jest celem mojej wizyty. Położyłam skrawek na stoliku nocnym i przelotnie pocałowałam Reusa na co wymamrotał coś przez sen i przerzucił się na drugą stronę.Przejazd zajął mi niecałe dwadzieścia minut. Gdy dotarłam do sali nikogo tam nie było. Zdenerwowana zaczęłam szukać kogokolwiek, żeby zapytać gdzie jest moja Sophie. W końcu znalazłam pielęgniarkę, która kazała mi się uspokoić. Moja rodzicielka była na dodatkowych badaniach, gdyż okazało się, że w nocy pogorszył się Jej stan. Przemiła kobieta zapewniła mnie, że sytuacja jest już opanowana, siedziałam więc na krześle czekając na przybycie Sophie. Strasznie długo nikt nie przychodził więc zaczęłam się denerwować, do głowy przychodziły mi już najczarniejsze scenariusze. Aby nie zwariować postanowiłam poszukać mojej mamy.
*************************************************************************
Uffff chyba 4 dni Go pisałam:)
Mam nadzieję, że nie zasnęliscie w trakcie:)
Monika:*
no jak zasnąć? Tu taka akcja z jej matką, a my mamy spać :p mam nadzieje, że organizm Sophie będzie walczył. A Thomas... kretyn nic dodać, nic ująć... Dobrze, że jest Matt i Marco. Gorąco zapraszam do mnie, nowy rozdział :* http://walcz99.blogspot.com/?m=1
OdpowiedzUsuńSzkoda mi tej Sophie..... Biedną Shelly martwi się.
OdpowiedzUsuńTen Thomas......ughhh co za tupet trzeba mieć ....Dupek .
Rozdział cudny. Wcale nie zasnęłam .;-)
Buziaki:-*
PS Zapraszam do mnie na nowy:
http://milosc-jest-jak-kosmos-bezkonca.blogspot.com/2014/07/rozdzia-12-pierwszy-raz-czesc-1.html?m=1
Jej, szkoda mi i Sophie i Shelly.
OdpowiedzUsuńJedna ciężko choruje a druga się o nią tak martwi. <3
To cudowne. ;) Dobrze że Reus wziął się za jej odżywianie :D
A ten Thomas to jakiś świr i tyle...
Czekam na kolejny i zapraszam do siebie ;***
Buziaki. ;****
Biedna Sophie ;c
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że stan się będzie polepszał.
Marco pilnuje :D
Czekam na kolejny
Buziaki ;*
Nadrobiłam wszystkie 4 rozdziały! I szczerze mówiąc mogłoby być ich 10 a ja bym czytała <3 Cudo... Strasznie szkoda mi Sophie, teraz kiedy w końcu poznała swoją córkę to cholerne choróbsko ją atakuje, to nie sprawiedliwe, ale mam nadzieję, że jakoś wyjdzie z tego choć będzie ciężko. Marco taki słodki opiekun, On po za Shelly świata nie widzi <3
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie, dawno Cię nie było :3
Udanych wakacji! :*
Zapraszam do siebie na:
OdpowiedzUsuńnie-lekajcie-sie.blogspot.com