-Polecam się na przyszłość- zaproponował mężczyzna na co grzecznie pokiwałam głową mając nadzieję, że więcej taka sytuacja nie będzie mieć miejsca
Gdy weszłam do domu ujrzałam rezydującego Reusa w salonie, co mnie lekko zdziwiło bo powinien mieć trening no ale cóż pewnie odbył się wczesnym porankiem gdy byłam w pracy.
-Cześć kochanie, pomożesz mi przy obiedzie?- zapytałam kładąc zakupy na stole.
-Może sąsiad Ci pomoże- odburknął blondyn nie ruszając się z miejsca.
-O co Ci chodzi?- usiadłam obok chłopaka-Nadal jesteś zazdrosny o Stephena?
- O proszę, już jesteście na Ty, widziałem Was przed chwila.
-Marco no co widziałeś? Przecież nic złego nie robiłam. Tylko mi pomógł, nie prosiłam się o to.
-Na pewno?- zapytał blondyn
-Nie bądź śmieszny! To już naprawdę jest chore i wiesz co? Jedz sobie sam!- poszłam do pokoju aby ochłonąć. No ile można wałkować ten sam temat? Mam już tego dość, postanowiłam uzupełnić moje notatki na egzamin, bo nie miałam się z czego uczyć.
Miałam serdecznie dość tej chorej zazdrości, owszem to jest miłe gdy widzisz że komuś zależy na Tobie ale Marco przesadzał. Nie mogłam już porozmawiać z żadnym mężczyzną bo wyskakiwał nie wiadomo skąd i podejrzewał, że Go zdradzam.
**1h później **
Jak to nauka może wykończyć człowieka. Mam już dość, chciałabym w końcu skończyć te studia. Praca, dom i jeszcze uczelnia, to chyba już za dużo jak na mnie. Nie mam siły nawet wieczorem zjeść kolacji bo padam przed telewizorem z wycieńczenia. Mam nadzieja, że sesja minie szybko i przyjemnie. Po chwili cicho niczym mysz do pokoju wszedł Marco z herbatą w ręku.
-Michelle...- zaczął lecz ja nadal była zła na blondyna. Jakąś herbatką mnie na pewno nie przekupi. Albo sobie ufamy albo nie ma o czym gadać. Ucinając Jego wywód rzekłam, żeby mi nie przeszkadzał.
-Możesz mnie wysłuchać?!- zirytował się młody Niemiec.
-Mam tego dosyć Reus. Po prostu mam dość.- oznajmiłam Marco, niech On w końcu zrozumie swoje głupie postępowanie.
-Zrozum mnie, nie chcę, żeby ktokolwiek mi Ciebie zabrał.
-Marco do cholery, nie jestem niczyją własnością!- uniosłam się po raz kolejny podchodząc do okna.
Blondyn stał oparty o biurko tak jakby Go ktoś tam przykleił. Zrobiło mi się Go żal, widziałam jak walczy sam ze sobą żeby po raz kolejny nie poruszać tematu Stephena. Podeszłam bliżej Niego.
-Ufasz mi?- zapytałam
-Tak, oczywiście, że Ci ufam ale Jemu już niekoniecznie.
-Proszę Cię, przestań- oparłam swe czoło w skroń blondyna wplatając swe palce w Jego włosy -Przecież Cię kocham i dobrze o tym wiesz...Nie rób więcej tak.
-Przepraszam
-Już dobrze, chodź tu- przytuliłam mocno blondyna, żeby wiedział że na nikim innym mi nie zależy.
***
Odpoczywając spokojnie przed telewizorem rozkoszowałam się chwilą. W moim uchu rozbrzmiał wesoły głos Rihanny obwieszczający przychodzące połączenie telefoniczne. Nie miałam ochoty ruszyć się z miejsca ale postanowiłam wziąć telefon do ręki. Na wyświetlaczu ujrzałam napis" Sophie". Nie wiedziałam co mam zrobić. Odebrać czy nie? Moja biologiczna matka. Niby Jej wybaczyłam ale ból nadal we mnie tkwi. Postanowiłam jednak odebrać.
-Tak?
-Cześć Michelle. Od naszego ostatniego spotkania minęło wiele czasu i tak sobie pomyślałam czy nie zechciałabyś się zobaczyć.
-Ja...nie wiem. Chyba....
-Nie chcę Cię do niczego zmuszać Shell.
-To nie o to chodzi. Po prostu.....No dobrze, spotkajmy się.
-Pasuje Ci dzisiaj? O 18.00 u mnie?
-Ale tak już? Zaraz?
-No czemu nie, Chyba, że masz jakieś plany to nie ma sprawy.
-Nie, w porządku. 18.00 jest ok.
-To do zobaczenia- odrzekła Sophie rozłączając się.
Pakując telefon do torebki zbierałam się do wyjścia gdy usłyszałam zamykanie drzwi wejściowych. Ujrzałam tam Marco z torbą pełną zakupów.
-Na sklep napadłeś?
-Chciałem Cię jeszcze raz przeprosić za tą moją chorą zazdrość i tak sobie pomyślałem, że zjemy razem kolację, co?- zapytał.
-Nie mogę.
-Dlaczego? No zobacz kupiłem tego jak dla armii.
-Chętnie bym tu z Tobą została ale Sophie dzwoniła.
-Czego chciała?- zainteresował się blondyn.
-Spotkać się, porozmawiać, nie mam pojęcia.
-No dobrze ale nie wracaj sama po nocy- stwierdził Marco całując mnie w czoło.
**************************************
Piszę do Was świeżo po meczu Niemcy- Portugalia.
Normalnie skakać pod sufit mogę tak się cieszę:)
Tylko mnie mama wnerwiała. Oglądała ze mną i ciągle komentowała.
Moja mama nienawidzi Niemców za tą wojnę i w ogóle. Nie da sie Jej przetłumaczyć że to było wieki temu i Ci ludzie nie maja z tym nic wspólnego.
Cieszę się, że Goetzego mogłam chociaż zobaczyć. Szkoda że Marco nie było no ale cóż..
Mam nadzieję, że rozdział się spodoba:)
Obczajcie Marco jak słodko wygląda w tej fryzurce *.*
Kto nie jest zorientowany dziś Juergen kończy 47 lat!
Happy birthday! ♥
Buziaki:**
Och ! Nawet chorobliwie zazdrosnego Marco bym chciala ;d
OdpowiedzUsuńRozdzial swietny i chyba taki troszke inny , przynajmniej tak mi sie wydaje ;d
Ciekawa jestem , co chce mama Shelly ;p Mam dziwne przeczzucia ,ze cos kombinuje ;/
Co do meczu to OMG! Najlepszy ever ! A jak zobaczylam zalamanego Ronaldo to juz w ogole banan na mordce ;)
Czekam na nn ;*
Buziaczki xx.
Marco *-* Zazdrośnik taki..:D Kochaniutki.. :D
OdpowiedzUsuńRozdział świetny..;))
Czekam na następny ! :**
W wolnej chwili zapraszam do mnie zmienmy-przyszlosc-na-lepsza.blogspot.com
Pozdrawiam.:*
Jakie cudeńko *-*
OdpowiedzUsuńDobrze, że Marco zrozumiał ;)
Czekam na kolejny
Buziaki ;*
Zapraszam do siebie -> http://jedengestjedenszept.blogspot.com/?m=0
OdpowiedzUsuń