poniedziałek, 8 września 2014

Rozdział 42- Uwielbiam jak się złościsz.

To dziś miał odbyć się wylot Mario do Monachium, obiecałam przyjść na lotnisko. Wiedziałam, że z wielkim bólem serca będę na to patrzeć ale niestety nie mogę nic więcej zrobić. Z samego rana usłyszałam pukanie do drzwi.
-Ja otworzę!- krzyknęłam do Lils.
-Mario?- zdziwiłam się co tu robi. Czy właśnie teraz nie powinien się pakować?
-Jest Lils?- zapytał.
-Wejdź, ja pójdę do sklepu- stwierdziłam wychodząc z domu.
-Kto t..?- ucięła dziewczyna widząc gościa.
-To ja- szepnął Goetze.
-Czego tu chcesz?
Brunet szybko i niebezpiecznie szybko zbliżył się do dziewczyny całując ją namiętnie. Po krótkiej chwili Lil opamiętała się i odepchnęła Mario.
-Czego chcę? Tylko jednego. Tylko Ciebie chcę.
Brunetka mrugając szybko, żeby znów się nie rozpłakać odeszła na bezpieczną odległość.
-Powinieneś już iść.
-Lils...Proszę Cię, wysłuchaj mnie ostatni raz.
-Słucham
-Przepraszam, tak bardzo przepraszam. Nie powinienem ukrywać tego faktu przed Tobą. Nie wierzę, że to koniec, nie chcę wierzyć. Wiem, że ze mną nie pojedziesz i przez to jest mi bardzo trudno.
-Mario, ja tak nie potrafię. Ty będziesz tam a ja tu. To nie ma sensu, wybacz mi.
Znów pocałował Ją tak jak nigdy wcześniej. Tak jakby nigdy się już mieli nie zobaczyć co było bardzo możliwe.
-Pamiętaj, że Cię bardzo kocham- szepnął Goetze całując dziewczynę w czoło.
-Mario...zaczekaj.
Odwrócił się czekając na jakikolwiek ruch z Jej strony. Pragnąc aby rzuciła Mu się na szyję i zapewniła, że wszystko będzie dobrze.
-Weź to- zdjęła z szyi wisiorek, który dostała od swojej Babci. Był bardzo sentymentalną pamiątką.
-Lil, nie mogę.
-Mario, proszę. Przyniesie Ci szczęście, zobaczysz.
-Ale moje szczęście właśnie mnie opuszcza zostając tutaj.
-Nie utrudniaj, proszę.



***


Wszyscy już czekali na odprawę Goetze'go żegnając się z przyjacielem.
-Pisz, dzwoń nawet codziennie- szepnęłam do Mario.
-Shell, mam prośbę. Miej na Nią oko, proszę.
-Oczywiście, to moja przyjaciółka.
Wpatrując się w oddalającego Mario uroniłam znów potok łez. Poczułam przy sobie ten niesamowity zapach, Marco. Tak, to był Reus. Nie mówiąc nic patrzył na sylwetkę Mario.
-Chyba musimy w końcu porozmawiać- oznajmił po chwili.
-Masz rację, chodźmy tam do kawiarni- wskazałam palcem.
Nie chciałam, żeby ktokolwiek a już na pewno paparazzi podsłuchało naszą rozmowę. Siedząc wewnątrz lokalu siedzieliśmy w kompletnej ciszy sącząc napój. To milczenie było straszne.
-Powiedz coś- rzekłam do Marco bawiąc się łyżeczką.
-To Ty mi coś powiedz. Chciałaś odpocząć. Nie odezwałaś się do tej pory... Więc miałem rację, tak? Przemyślałaś sprawę i uznałaś, że tak na prawdę mnie nie kochasz?- mówiąc to przeszywał mnie wzrokiem od środka.

-Marco, dlaczego mnie tak ranisz? Jak możesz tak mówić? Ja Cię nie kocham? Po tym wszystkim co przeszliśmy? Naprawdę tak sądzisz? Pójdę już- wstając od stolika zaczęłam zmierzać w kierunku wyjścia. Przy drzwiach poczułam jak ktoś ścisnął mi dłoń opierając czołem o moją skroń.
-Potrzebuję Cię Shell. Nie odchodź, zwłaszcza teraz gdy Goetze wyjechał, jestem sam.
-Przepraszam, przez to wszystko zapomniałam, że tęsknisz za Nim. Powinnam Ci częściej mówić, że Cię kocham ale nie umiem rozmawiać o uczuciach.
-Shell wróć ze mną do domu, proszę.
-Nie powinnam dziś zostawiać Lils, przepraszam.
Blondyn uwolnił mnie z uścisku ruszając w kierunku samochodu.
-Marco? Jesteś zły?
-Nie, oczywiście że nie. Była z Nim blisko, zawiozę Cię do Niej.
-Poczekaj- przytulając się do blondyna chłonęłam Jego zapach, nie chciałam Go wypuszczać z objęć. Już nigdy.
-Tak bardzo za Tobą tęskniłam, już myślałam że zwariuję. Codziennie zastanawiałam się czy jeszcze chcesz ze mną być.
Marco uniósł mój podbródek, by spojrzeć w moje oczy przesiąknięte tęsknotą.
-Oczywiście, że chcę i nigdy nie mam zamiaru zmieniać zdania w tej kwestii.
-Kocham Cię- oznajmiłam
-Widzisz, jak chcesz to potrafisz. Popracujemy nad tym- uśmiechnął się cwaniacko.
Udałam obrażoną minę kierując się do samochodu.
-Michelle? Co się stało?
-Myślałam, że też mnie kochasz tak bardzo.
-No już się nie gniewaj, kocham Cię- opierając mnie o auto pocałował namiętnie moje usta. Tak bardzo brakowało mi Go.
-Marco- mruknęłam- Ludzie się patrzą.
-Mhmm- mruknął tylko blondyn.
-Reus! opanuj się! Jesteśmy w miejscu publicznym.
-To chodźmy do domu na chwilę.
-Masz mnie zawieźć do Lillian zboczeńcu.
-Oj, no dosłownie 5 sekund.
-Marco Reusie oświadczam Ci, że przeginasz i zaraz pójdę pieszo.
-Uwielbiam jak się złościsz- stwierdził Marco otwierając drzwi od strony pasażera.
*****************

No dobra macie mnie!
Nie lubię jak Shelly i Marco długo się gniewają na siebie!
<3

4 komentarze:

  1. O jejku ! Nareszcie się doczekałam. :)
    Jak strasznie się cieszę że Shelly i Marco się pogodzili.
    Oni są po prostu dla siebie stworzeni. <3
    Popłakałam się, gdy Mario przyszedł do Lilianny. <3
    To takie piękne, Matko... :)
    Nie mogę się doczekać kolejnego.
    I przy okazji zapraszam do siebie. ;)

    Pozdrawiam i życzę dużo weny !! <3 :*

    OdpowiedzUsuń
  2. jej znówu razem *.* jestem ciekawa co dalej, pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak tak tak <3
    Jak ja ich uwielbiam <3
    A Mario i Lils och :( mam nadzieję, że odległość nie zniszczy ich miłości <3
    Czekam na nexta i pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak jejku cudowne <33333
    Marco i Shell są cudowni <3
    Choć łezka zakręciła mi się w oku gdy czytałam o Mario i Lils ;c
    Czekam na kolejny
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń